Viva la Revolución!

Siedzimy z dyrektorem N. w restauracji La Havana i knujemy. Nie ma co owijać w bawełnę: teatrowi potrzebna jest rewolucja, trzeba obalić stary porządek. Sęk w tym, że nie wiadomo co obalać, bo wszystko już leży w gruzach.

Konwencjonalna przestrzeń? Jest piąty dzień festiwalu i jak dotąd tylko raz byliśmy w teatrze, zwykle błąkamy się po halach i studiach filmowych. Nagość? Po "Blacklandzie", gdzie spodnie ściągnęli chyba wszyscy faceci, i "Zaratustrze", gdzie po scenie biegał nagi tancerz, niewiele może nas zaskoczyć. Zdziwienie budzi raczej widok ubranego aktora. Bluzgi? Pod dostatkiem jest ich w sztuce "Made in Poland" z Legnicy, kurwami ze sceny rzucali nawet grzeczni na ogół Węgrzy. Seks? Co kto lubi: od zbiorowego gwałtu w "Nakręcanej pomarańczy" po sztucznego penisa w kolorze cytrynowym, którego wyciągnął ze spodni Tezeusz, bohater "Fedry" z Budapesztu.

Nie jest łatwo być dzisiaj rewolucjonistą, o czym dobitnie świadczy wystrój knajpy na Kuźniczej. Hasła i symbole, za które wielu ludzi oddało życie, tutaj zmieniły się w element wystroju wnętrza. Na ścianie nieśmiertelny slogan "Socialismo o muerte" - "Socjalizm albo śmierć", pod którym towarzysz Fidel już czterdzieści lat buduje jedynie słuszny ustrój. Na barze pięcioramienna gwiazda, ułożona z kapsli po piwie, w kącie - portret Ernesto "Che" Guevary. Mają pobudzać nie umysły, ale żołądki do produkowania soków trawiennych w ilości odpowiedniej, aby strawić te wszystkie wspaniałe czarne fasole i bisteki. Niezależnie co myślimy o towarzyszach z Kuby, wyspy jak wulkan gorącej, jest to całkowity upadek ich idei.

Podobnie jest z rewolucją w sztuce: rewolucyjne tematy i formy z czasem tracą swoją poruszającą moc i stają się modną konfekcją, jak T-shirty z twarzą El Comandante. Co polecamy w tym sezonie? W tym sezonie nosi się w teatrze blokersów i język ulicy. W przyszłym będą to problemy globalizacji i media cyfrowe. A za dwa lata powrót do klasycznej linii: dyskretna elegancja, spódnice do pół łydki, spodnie w kant, kolory stonowane, kosztowne dodatki. Taaak. Dyrektor N. zamawia następną kolejkę rumu, a ja dochodzę do wniosku, że największą rewolucją w teatrze byłoby dzisiaj zrobić dobre przedstawienie. Wznosimy toast: "Siempre Revolución" - "Zawsze Rewolucja!". Przez chwilę mam wrażenie, że Che z plakatu przygląda mi się z ironią, ale to tylko złudzenie.



Roman Pawłowski
Gazeta Wyborcza Wrocław
15 października 2005