W czarnym oku anioła

Chociaż jury 22. Festiwalu Szekspirowskiego nie przyznało w tym roku Nagrody Złotego Yoricka, to uważam, że w Gdańsku pojawił się co najmniej jeden spektakl, który na nią zasłużył. Był nim zdecydowanie „Makbet" Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu, w reżyserii Agaty Dudy-Gracz.

Odkąd tylko widzowie wchodzą na widownię, ich oczom ukazuje się skąpana we krwi scena i Makbet wijący się w agonii. Z tyłu sceny znajduje się anioł śmierci, który rozpoczyna spektakl spacerem poprzez mord, gwałt, krzyk i cierpienie. Taki będzie cały spektakl. Do Makbeta (Cezary Studniak), w chwili jego śmierci, wracają bowiem wszystkie najgorsze wspomnienia. On sam jest uwięziony w świetlistym kwadracie, z którego nie rusza się przez całe trzy i pół godziny trwania spektaklu. Nie znaczy to jednak, że nie jest uczestnikiem wydarzeń – wręcz przeciwnie. Znajduje się w ich centrum. Na około niego dzieją się kolejne sceny z dramatu Szekspira – spiski, zabójstwa, oszustwa. W ustawieniu aktorów i dostosowaniu ruchu scenicznego Tomasza Wesołowskiego ważna była inspiracja malarstwem figuratywnym Kandinsky'ego. Linie i figury, które tworzą podczas przemieszczania się po scenie uczestnicy wydarzeń, nie są bez znaczenia. Nic w tym spektaklu nie jest przypadkowe. Wszystko dzieje się w rytm przejmującej muzyki granej na żywo przez Maję Kleszcz, Martę Maślankę i Wojciecha Krzaka oraz ruchomą scenę, unoszącą się w górę i w dół. Platforma faluje i oddycha, wyznaczając powtarzalność i niewzruszoność historii.

Krew
Spektakl mieni się odcieniami czerwieni. Kostiumami przygotowanymi przez reżyserkę są długie szkockie spódnice i nagie torsy, pokryte tatuażami u mężczyzn oraz pokrwawione, podarte suknie u kobiet. Światła w reżyserii Katarzyny Łuszczyk potęgują nastrój grozy i wydobywają tajemniczość postaci wiedźm i Hekate. Wiedźmy są u Agaty Dudy-Gracz trzema skrzywdzonymi kobietami – zgwałconą, pozbawioną dzieci oraz osieroconą. W tych rolach, wstrząsająco prawdziwie wypadły Helena Sujecka, Agnieszka Oryńska-Lesicka i Alicja Konarska. Wpadają w szał nad mordowanymi kolejno bohaterami, utwierdzając się w słuszności swojej przepowiedni. Położenie kobiet w spektaklu, zgodnie z historią opowiadaną przez Szekspira, jest przedstawione w sposób bardzo dojmujący. Są pomiatane, gwałcone i wykorzystywane, a nadają się jedynie do rodzenia dzieci. Najlepiej synów. Nie dziwi więc, że szczególnie diaboliczne osoby dramatu – wiedźmy, Lady Makbet i Hekate – to właśnie kobiety. Ostatnia, grana przez wyjątkowo utalentowaną wokalnie Emose Uhunmwangho, jest najbardziej przerażającą postacią tej inscenizacji. Ze swoimi czarnymi jak smoła oczyma, zakrwawionym, obfitym biustem i ogromnymi czarnymi skrzydłami, zwiastuje śmierć i bawi się losem Makbeta. Na koniec ostatecznie kończy jego żywot, stwarzając później jego następcę – Malcolma i więżąc go w tej samej świetlistej klatce władzy.

Kobiety
Lady Makbet (Magdalena Kumorek), chociaż postrzegana przez mężczyzn, jako wątła kobieta, której nie można kłopotać problemami dworu, zajmuje swoją znaną w dramacie pozycję i emocjonalnie włada tytułowym bohaterem. Dopuszcza się między innymi gwałtu na mężu, który okazuje się słaby i użala się nad sobą, zamiast przyjąć z męskim honorem efekty swojego okrutnego postępowania. Władza, wojna oraz relacja kobiet i mężczyzn to główne tematy tego spektaklu, a Makbet jest przez nie osaczony, pozostając unieruchomiony w klatce swoich strasznych przywidzeń.

Tekst
Agata Duda-Gracz podchodzi do tekstu z dużą pokorą i uzupełnia XVII-wieczny dramat jedynie o brakujące charaktery i emocje. Pieśni śpiewane podczas spektaklu to  fragmenty średniowiecznych poematów, hymnów i ballad. Historia Makbeta została przeczytana przez twórców w sposób bardzo dokładny i logiczny. Odwzorowana w jak najbardziej autentyczny sposób. Malcolm (Artur Caturian) i jego świta są przedstawieni w sposób zniewieściały, ponieważ właśnie takimi słowy określił ich w dramacie główny bohater. Dla Szkota Anglia była odległą krainą, którą znał najczęściej jedynie z opowieści. Postać Anglika musiała zostać więc zagrana w sposób stereotypowy.

Szaleństwo
Najbardziej przejmującym momentem była, ogołocona z krzyków, rozpacz po stracie żony i dzieci w wykonaniu Makdufa (Wojciech Brzeziński). To właśnie przez kontrast do pozostałych scen spektaklu, wywoływała ona tak niesamowite wrażenie pustki i smutku. Zakończenie spektaklu było za to wyjątkowo głośne. Wszystkie upiory, które przyszły w chwili śmierci do Makbeta obudziły się w jednej chwili i w białej gorączce opanowały scenę.

Na zakończenie aktorzy nie wyszli do oklasków. Po tym wieczorze dochodzę do wniosku, że są spektakle, po których ukłonów być nie powinno. Już same brawa budziły napięcie i sprawiały wrażenie pewnej niestosowności. Po ujrzeniu takich obrazów trudno jest znaleźć adekwatną reakcję.



Małgorzata Woźniak
Dziennik Teatralny Trójmiasto
7 sierpnia 2018
Spektakle
Makbet
Portrety
Agata Duda-Gracz