W kulcie mężczyzn utalentowanych

"Szkice z pamięci" nie mają kronikarskich ambicji, nie silą się na podsumowania, oceny. Utkano je z dokumentów, notatek, starych fotografii i listów. Ich struktura jest jak tytułowa pamięć - czasem bardzo precyzyjna i pełna emocji, czasem kapryśna, subiektywna i wybiórcza. Tom Ewy Krakowskiej przynosi publikowane po raz pierwszy listy i rysunki Tadeusza Kantora.

Ewa Krakowska jest ważnym świadkiem swoich czasów: kompetentnym, rozumiejącym i wrażliwym. Choć jest w Krakowie postacią znaną, jej życie toczyło się właściwie w cieniu innych. "Od dziecka byłam wychowywana w kulcie utalentowanych mężczyzn" - zauważa. Najpierw był ojciec Piotr Jurkiewicz, inżynier i rysownik, wielki miłośnik sztuki. 

Podczas okupacji spotkała się i zaprzyjaźniła z Jerzym Nowosielskim, scenografem Jerzym Skarżyńskim, historykiem sztuki Mieczysławem Porębskim, wreszcie Tadeuszem Kantorem. W 1945 roku została jego żoną. Potem, po rozwodzie z Kantorem w 1961 r., wyszła za mąż za Wojciecha Krakowskiego, jednego z najznakomitszych polskich scenografów.

- Mama zawsze miała poczucie, że spotkała na swojej drodze ludzi niezwykłych - mówi córka Ewy Krakowskiej i Tadeusza Kantora Dorota Krakowska. - I dlatego napisanie tej książki uważała za swój obowiązek. 

Młode lata autorki przypadły na czas okupacji. W 1940 roku rozpoczęła naukę w Instytucie Sztuk Plastycznych. Właśnie tam spotkało się i zawiązało artystyczne środowisko Krakowa. Krakowska wspomina kształtujące się osobowości Tadeusza Brzozowskiego, Nowosielskiego, ale także nieco zapomnianych - Zofii Gutkowskiej (żony Nowosielskiego) czy zapowiadającego się na wielki talent Jerzego Kujawskiego. We współczesną narrację Krakowska wplata fragmenty pamiętnika, który pisała jako młoda dziewczyna. Jej relacja, choć powściągliwa i precyzyjna, pełna jest pasjonujących szczegółów.

"Po ślubie z Tadeuszem nastąpiły lata, w których byłam ukierunkowana na pomaganie osobom bardziej ode mnie utalentowanym" - pewnie i tak zapowiadał się wspólny wyjazd do mitycznego, wymarzonego Paryża w 1947 roku. Ale tam na skutek zrządzenia losu to Kantor musiał zaopiekować się żoną. Ewa trafiła do szpitala chora na szkarlatynę. Tutaj zaczyna się najbardziej porywająca część książki: seria publikowanych po raz pierwszy listów wymienianych wtedy przez małżonków.

Kantor z zaangażowaniem relacjonuje problemy z przechowywaniem żywności, zdobywaniem włóczki i gruszek. "Wziąłem cukier na kartki - kupiłem spirytus - 10 jaj - bagety - pasztet - no i wszystko w porządku". Sytuacja staje się groteskowa, gdy twórca Teatru Cricot 2 trafia do paryskiego szpitala, nękany uciążliwym zakażeniem na pośladku. Z listów wyłania się portret człowieka zatroskanego, oddanego, dowcipnego i pełnego uroku - zasadniczo inny od znanego powszechnie wizerunku teatralnego dyktatora.

Historyków sztuki zainteresuje rozdział o parasolu - ważnym motywie w twórczości Kantora. Warto też zwrócić uwagę na rysunki i notatki z paryskiego muzeum nauki - Palais de la Decouverte. Zafascynowani tym miejscem Kantorowie spędzili tam mnóstwo czasu, szkicując w salach pełnych matematycznych wykresów, modeli, atomów i skał.

Ostatni rozdział autorka poświęca własnej drodze twórczej. O sobie pisze krótko - studiowała na Wydziale Włókienniczym ASP w Krakowie, uzyskując dyplom w 1952 r. Po studiach projektowała kostiumy do sztuk teatralnych i opery, tworzyła kolaże. Wciąż zajmuje się tkaniną i malarstwem.



Justyna Nowicka
Rzeczpospolita
18 lutego 2010
Portrety
Tadeusz Kantor