W poszukiwaniu zaginionej osobowości

Pierwsze, co się rzuca w oczy podczas oglądania "Habitatu" to wyśmienite kreacje aktorskie. Są przede wszystkim świetne pod względem jakości niczym Levi\'s wśród dżinsów, w dodatku przyprawione sa wciągającą historią, która zarówno porusza, jak i bawi. Pogoń za marzeniami i godnym dzieciństwem - wszystko to znajdziemy w sztuce "Habitat" wystawionej przez łódzki Teatr im. Stefana Jaracza w ramach II Europejskich Spotkań Teatralnych "Bliscy Nieznajomi".

Czytając krótki opis spektaklu na stronie festiwalowej "Bliskich Nieznajomych", naszą uwage przykuła nie przejmująca fabuła czy plejada gwiazd, lecz czas trwania spektaklu, bo trwa on aż trzy godziny i dwadzieścia minut. Nie lada to wyzwanie dla reżysera Mariusza Grzegorzka i aktorów polegające na niewprawieniu widza w znudzenie przez taki niebywale długi okres. Na szczęście wszystkimudało się i zaciekawić niebagatelną historią, i trzymać widza w napięciu do samego końca. Jest to wspaniałe widowisko, które w największym stopniu zawdzięczamy tytanicznej pracy aktorów. 

W pierwszej scenie dostajemy ogromną porcję doskonałej gry aktorskiej. Jest to pierwsza, i bez wątpienia, najlepsza scena pod względem aktorskiego popisu w całym spektaklu. Zagubiona nastolatka Raine towarzyszy śmierci swojej matki w szpitalu. Partie aktorskie są naprawdę wzruszające, nawet największemu twardzielowi zaczynają się czerwienić oczy, gdy Marietta Żukowska z Agnieszką Kowalską w bardzo przekonywującym duecie rzucają się sobie w ramiona tuż przed sceniczną śmiercią jednej z nich. Raine po tych wstrząsających przeżyciach nie może z powrotem odnaleźć się na świecie. Trafia do rodzinnego domu dziecka, który założył człowiek o wielkim sercu – Lewis. Życie w nim toczy się swoimi prawami. Młodzież w końcu odzyskuje swoje utracone dzieciństwo, zaczyna dostrzegać perspektywy na przyszłość i odczuwać rodzinne ciepło. Tej beztrosce na przeszkodzie staje arystokracja, której nie odpowiada mieszkanie w otoczeniu rozbrykanych dzieciaków. 

Grzegorzek doskonale połączył ze sobą przeplatające się sceny, pomiędzy którymi mogliśmy podziwiać bardzo oryginalnie dobrane muzyczne wstawki, scenograficzny minimalizm i grę słowem. Te dwie ostatnie rzeczy reżyser przekształcił w bezkompromisowe atuty "Habitatu". 

Idąc tropem definicji słownikowej habitat jest środowiskiem, w którym osobniki danego gatunku znajdują najdogodniejsze warunki do życia. Bohaterowie sztuki Thompsona właśnie szukają swojego habitatu. Na scenie zostaje pokazane, jak duży wpływ na naszą osobowość ma otoczenie w czasie nie tylko młodzieńczych lat, lecz całego naszego życia. Dostrzegamy lepiej genezę każdej naszej cechy charakteru poprzez wgląd w swoją przeszłość. Pokazane nam zostaje środowisko ludzi zagubionych, którzy w niezgodzie z otoczeniem próbują dotrzeć do sensu swojego życia i gotowi są na wszelkie poświęcenie, aby zmienić swój los. 

Z pewnością warto jest wybrać się na tę sztukę przede wszystkim z powodu doskonałej gry aktorskiej. W aktorach odnajdujemy prawdę, szczególnie w ich emocjach - choćby poprzez prawdziwe łzy, które nie raz się zakręcą nie tylko w oku aktora, ale również i widza.



Witold Kobyłka
Dziennik Teatralny Poznań
6 kwietnia 2009
Spektakle
Habitat