W sferze ruchu i myśli

15. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca przeszły już do historii. Nadszedł zatem czas na podsumowanie dziewięciu dni festiwalowych prezentacji. Jako że kolejne wieczory festiwalu relacjonowałem na bieżąco, czuję się zwolniony z obowiązku ponownego opisywania poszczególnych spektakli. Miast tego pokuszę się o kilka uwag natury ogólniejszej

Przede wszystkim - poziom artystyczny. Tegoroczna, jubileuszowa odsłona Spotkań została zorganizowana pod hasłem "Osobowości" i nie była to czcza obietnica. Rzeczywiście zobaczyliśmy spektakle zrealizowane przez twórców wybitnych, z których kilkoro kształtuje wręcz oblicze europejskiego tańca współczesnego. A co jeszcze ważniejsze były to spektakle z niewielkimi tylko wyjątkami bardzo dobre lub przynajmniej dobre.

Bowiem jeśli nawet wobec niektórych miałem pewne zastrzeżenia, to dotyczyły one jedynie pojedynczych ich elementów, ale całości w żadnym razie nie dyskwalifikowały. A wśród nich nie brakowało realizacji wybitnych, jak "Q61" Ann Van den Broek, "Fiuk/Ukryci ludzie" Pala Frenaka czy "Świat jest pełen przeszkód: żadna z nich nie jest prawdziwa" Joe\'go Altera. Oczekiwań nie zawiódł gdański Teatr Dada von Bzdülöw, którego spektakle zawsze należą do najlepszych i najciekawszych na Spotkaniach. Tym razem zobaczyliśmy "Caffe Latte" [na zdjęciu] - przedstawienie uwodzące humorem, klimatem znakomitej zabawy oraz błyskotliwością i ozdobione świetnymi partiami choreograficznymi w wykonaniu Katarzyny Chmielewskiej i Leszka Bzdyla. Na przypomnienie zasługują również: niełatwa, ale bardzo inspirująca realizacja Sanny Kekäläinen "Bestia - Książka w pomarańczowym namiocie" oraz dwie piękne miniatury białoruskiego Dance Theatre Gallery.

W gronie tych najlepszych realizacji z pewnością lokują się również spektakle zespołów lubelskich. Zarówno "gracerunners" Lubelskiego Teatru Tańca, jak i "Cokolwiek stanie się" Grupy Tańca Współczesnego Politechniki Lubelskiej łączyły oryginalną myśl choreograficzną ze świetnym wykonaniem i pokazały, jak wielki jest potencjał naszych artystów. A ten drugi był nadzwyczaj efektownym powrotem - po kilkuletnim milczeniu - Hanny Strzemieckiej do pracy twórczej. Mam nadzieję, że nie był to powrót jednorazowy, okazjonalny, lecz otwarcie nowego etapu w jej działalności artystycznej.

Jedyną łyżeczką dziegciu był dla mnie występ Karola Tymińskiego - narcystyczny i podszyty ekshibicjonizmem. Nie lubię bowiem takiego teatru, w którym głównym, a często jedynym przedmiotem uwagi jest sam twórca, bo dla mnie nic z tego nie wynika. Z drugiej jednak strony - nie ma co udawać, że teatru takiego nie ma. Zatem pokazanie go w programie festiwalu - na szczęście w małej dawce - było być może zasadne.

Jubileuszowe Spotkania miały być w założeniu podsumowaniem dotychczasowych edycji i ten zamiar udało się zrealizować. Ale jednocześnie była to w pewnym sensie kontynuacja trzech poprzednich, "tematycznych" odsłon festiwalu. Tym razem zobaczyliśmy wcale pokaźny blok realizacji inspirowanych filozofią i psychologią bądź wkraczających w jakiś sposób na ich obszar. I nie chodzi mi tylko o przykład najbardziej ewidentny, czyli spektakl Witolda Jurewicza "Czy filozof może mówić o tańcu?". (W "Kurierze" akurat jest to pytanie retoryczne, albowiem obok piszącego te słowa, o Spotkaniach przez lata pisywał również Andrzej Molik, podczas kilku edycji - Teresa Dras, a jednego roku - gościnnie - Mirosław Haponiuk; wszyscy po studiach właśnie filozoficznych). Była przecież bowiem realizacja Sanny Kekäläinen, korzystającej z intelektualnego instrumentarium Jacquesa Derridy; nawiązujący do Jungowskiej psychologii spektakl kompanii Pala Frenaka czy lokujące się na pograniczu filozofii kultury i socjologii przedstawienie włoskiej Compagnia Zappala Danza. Były także takie, które - choć pozbawione tak wyraźnych wskazań - inspirowały do głębszej refleksji. Spektakl Hanny Strzemieckiej skłaniał do zastanowienia się nad ontologicznym statusem muzyki w spektaklu, zaś "gracerunners" LTT okazał się bardzo ciekawym przyczynkiem do zagadnienia psychologii twórczości.

Wreszcie na koniec - zainteresowanie publiczności. Przesadą byłoby stwierdzenie, że taniec współczesny stał się już dziedziną sztuki odbieraną masowo. Ale szczelnie wypełnione - niemałe przecież - widownie w Teatrze Muzycznym i Chatce Żaka świadczą o tym, iż nie jest tak niszowy, jak twierdzą niektórzy. Co dobrze wróży kolejnym odsłonom Spotkań.



Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
16 listopada 2011