Walcząc o gorszy świat

Tytuł najnowszego spektaklu Agaty Dudy-Gracz ("Każdy musi kiedyś umrzeć, Porcelanko, czyli rzecz o wojnie trojańskiej" w Teatrze im. J. Słowackiego) jest tytułem drwiącym, ale uczciwym.

Bo to nie jest zwykła adaptacja Szekspirowskiego "Troilusa i Kresydy", reżyserka i scenarzystka przepisała go na nowo, uzupełniła o wątki i obrazy z innej dziwnej tragedii Stratfordczyka - "Tytusa Andronicusa". Ale w pewnym sensie to nadal jest Szekspir, z jego patosem i obrazoburstwem, wielką poezją i egzystencjalnymi paradoksami, tyle że śmieszniejszy niż zwykle, bardziej bezwzględny, niż to można sobie wyobrazić. Perwersyjny, trupi i śliski.

Zauważcie, kto jest tą tytułową "Porcelanką" - toż to Patroklos, odważnie i prześmiewczo grany przez Tomasza Schimscheinera. Wszyscy mityczni bohaterowie pospadali tu z postumentów: są zramolałymi starcami jak Agamemnon (Feliks Szajnert), rogaczami, z których drwi cała armia (Menelaos Tomasza Międzika), kretyńsko agresywnymi podrostkami jak Ajaks (Krzysztof Piątkowski). Piękna Helena to pretensjonalna starucha, a Kresyda i Pazyfae puszczają się, z kim popadnie. Heroiczny świat zestarzał się i zdegenerował. Duda-Gracz epatuje brzydotą i brudem. Pokazuje absurdalną wojnę o nic - czyli o niepotrzebny nikomu honor i byle jakie łupy. Publiczność drogą losowania dzieli się na Trojan i Greków i zajmuje miejsca w dwóch przeciwległych obozach. Pośrodku sali wielkie boisko ze sztucznego gąbczastego błota, to pole bitwy, starcia kultur. Najeźdźcy od Achillesa (Cezary Studniak) i oblegani prowadzeni przez Hektora (Tomasz Wysocki) stają naprzeciw siebie do pojedynku na pieśni zwycięstwa. Słychać greckie bębny i zawodzenia trojańskiej wieszczki Kasandry, którą gra w spektaklu Maja Kleszcz, charyzmatyczna liderka i wokalistka grupy Incarnations (wcześniej w Kapeli ze Wsi Warszawa). Trojanie bronią swoich ruin i grobów, głodują, zjedli już wszystkie dzieci w mieście. Grecy walczą o nieśmiertelną sławę i zmagają się z nudą oblężenia. Podstarzali herosi będą walczyć ze sobą tak długo, aż wyrżną się antagonistyczne obozy, upadną dwie zaczadzone wojną cywilizacje.

Sceniczna wizja Dudy-Gracz jest tak efektowna, że czasem zapiera dech. Nie chodzi mi nawet o szalone pomysły scenograficzne i kostiumowe, projekcje obrazów zburzonych fabryk i miast, precyzyjną fonosferę spektaklu. To przedstawienie bombarduje widza zaskakującymi połączeniami konwencji i stylów. Jest w tej samej chwili lepkie od absurdu i tragicznie czarne. Pełne obyczajowych przekroczeń, surrealistycznych żartów, i wzruszających monologów. Nic się tu nie zagłusza, raczej współgra i uzupełnia. Wreszcie wszystkie składniki teatru Dudy-Gracz są na swoich miejscach. "Każdy musi kiedyś umrzeć, Porcelanko" to bodaj najlepszy i zarazem najbardziej pesymistyczny spektakl z tych, jakie kiedykolwiek wyreżyserowała. Triumfuje w nim cynizm, łajdactwo i zdrada. Hektor zostanie zarżnięty w gościnie u Achillesa, Eneasz brutalnie zgwałcony, nawet najmłodszego z Trojan, Troilusa (Rafał Dziwisz), pacyfistę i tchórza, wykiwa kobieta, którą pokochał (Anna Tomaszewska). W Troi zostaną tylko duchy. No i nikomu niepotrzebny już pomnik honoru i niezłomnego trwania.

To wstrząsające rozpoznanie wcale nie dotyczy tylko przestrzeni mitu. Ono ma sens głęboko aktualny. Ten obrzydliwy świat, jaki dotąd znaliśmy, zdycha. W totalnej katastrofie narodzi się nowy: jeszcze gorszy.



Łukasz Drewniak
Dziennik Polski
16 maja 2013