Walka z wiatrakami

Igor Gorzkowski wydawał się świetnym kandydatem na reżysera Gogolowskiego "Rewizora"!

W udanych przedstawieniach "Żółtej strzały" według Pielewina czy "Staruchy" Charmsa udowodnił, że jak mało który twórca w swoim pokoleniu czuje i rozumie subtelności rosyjskiej literatury łączącej szerokie gesty i ekstrawertyzm z często beznadziejnym poszukiwaniem sensu, metafizyką rozrzedzoną w kieliszku wódki. A jednak klasyczny Gogol dał odpór jego ambicjom. Niepowodzenie jest pochodną braku zdecydowania. "Rewizor" według Gorzkowskiego to spektakl o wszystkim i o niczym. Reżyser chce być jednocześnie wierny Gogolowi i własnym intuicjom. Kompromis prowadzi na manowce. Przeniesiona w polskie realia jedna z najbardziej przenikliwych, ale i najzabawniejszych komedii rosyjskich staje się grubymi nićmi szytą satyrą przypominającą niesławną filmową serię Jacka Bromskiego "U Pana Boga w ogródku" zderzoną z bałamutnym przekonaniem reżysera o statusie wytrawnego psychologa stawiającego w nawias wszystko, co było u Gogola autentycznie zabawne lub ironicznie przerysowane. Z widowni na scenę wędrują kolejni smutni kabotyni, szulerzy, idioci, a jedna kreatura wydaje się gorsza od drugiej. Tyle że w pozbawionym energii spektaklu nie robi to wrażenia. Ot, kolejne mordy do odfajkowania. Z interpretacyjnym rozkrokiem nie poradzili sobie aktorzy Teatru Powszechnego, nawet tak doświadczeni jak beznamiętny Andrzej Mastalerz w tytułowej roli albo przesadnie roznamiętniony Horodniczy w wykonaniu Mariusza Benoit, który jednak ma przynajmniej wielką scenę finałową. Horodniczy zdradzony, upodlony, walczy z sobą, czyli z wiatrakami. Ze spektaklem jednak nie wygra.



Łukasz Maciejewski
Wprost
2 maja 2014
Spektakle
Rewizor