Wariacje aktorskie na temat Jana Sebastiana Bacha

Jakie przesłanie my, ludzie, winniśmy skierować w stronę kosmosu, czym możemy się pochwalić? Dzieła wszystkie Jana Sebastiana Bacha – z nich możemy być dumni. Jednak w czyim wykonaniu? Jakie kryteria wyboru zastosować? Wierności wobec oryginału? A może interpretacja winna być oparta raczej na instynkcie artysty, jego geniuszu?

„Moja muzyka. Grają ją teraz, jak chcą, gdzie chcą, na czym chcą. Dość. Basta!" – krzyczy Bach, a jego głos odbija się od ścian katedry, w której przed momentem zakończyła się próba chóru. Wykonawca ma jednak z Bachem ten sam kłopot, co aktor grający Szekspira. Na miano prawowitego spadkobiercy, niosącego dzieło geniusza w świat, trzeba sobie zasłużyć.

A gdyby sam Bach mógł wskazać idealnego interpretatora swych dzieł powstających ku chwale Boga, kim on by był? Czy jego werdykt byłby zbieżny z tym, który szanowne gremium ustaliło w latach 70. decydując się wysłać w kosmos nagrania Glenna Goulda, odrzuciwszy wcześniej – niejednogłośnie – m.in. kandydaturę Horowitza? A może werdykt jury zapadł o wiele wcześniej jeszcze przed narodzinami kanadyjskiego pianisty i Bach maczał w tym palce?

Monodram w wykonaniu Krzysztofa Stawowego, który zarówno gra postać Bacha, jak i aniumuje marionetę wyobrażającą Glenna Goulda – to nowa propozycja teatru. Frapujący spektakl o tym – jak napisał Mateusz Borkowski, autor tekstu w programie: „co zostawiają po sobie i co dają nam geniusze. Dlaczego ludzkość wybiera artystę X, a nie Y? (...) o nieśmiertelnym dziedzictwie myśli i artystycznej spuściźnie, nadziejach, jakie pokładamy w dzieciach, a przede wszystkim o potrzebie bycia docenionym".



(-) (-)
Materiał Teatru
21 marca 2018
Spektakle
Gould
Portrety
Adam Walny