Wariatka przed losem nie klęka
"W ciężkim solidnym szufladzisku mam chusteczki do nosa, a także całą górę kretonowych i jedwabnych bluzek. Wśród nich moja ulubiona biała bluzka, która swego czasu nabrała dla mnie na tyle symbolicznego znaczenia, że napisałam o niej małą powieść pod tytułem - właśnie "Biała bluzka". Po roku czy dwóch przysposobiła ją dla telewizji Magda Umer, a wystąpiła w niej Krystyna Janda" (ze wspomnień Agnieszki Osieckiej).Na zakończenie Solidarity of Arts otrzymaliśmy adekwatny do sytuacji i miejsca prezent. W Filharmonii Bałtyckiej wystąpiła Krystyna Janda, najbardziej energetyczna aktorka pokolenia, które w latach powstania Solidarności kontestowało zakłamaną rzeczywistość. Wiele sytuacji sprzęgło się, aby 30 rocznicę powstania społecznego ruchu solidarnościowego osłabić. Robert Wilson i Europejskie Centrum Solidarności z Ks. Maciejem Ziębą zawiedli, a Krystyna Janda miała ogromne trudności z przyjazdem do Trójmiasta.
Oto wyjątek z dziennika, który na swojej stronie od kilku lat prowadzi aktorka:
"10.09.2010 No i pierwsza premiera tego sezonu za nami. Wczoraj " Kantata na cztery skrzydła". Miniatura teatralna. Brakowało nam nowego spektaklu na mała scenę. Znów Kobieta z problemami, i dwa anioły przybywające na ratunek. Żart sceniczny. I ja i publiczność szczęśliwa. Dotarłam na premierę z Gdańska, gdzie poprzedniego dnia zagraliśmy " Białą bluzkę" w Filharmonii. Koszmarny dzień, podróżowaliśmy pociągiem, który miał kolizję z samochodem osobowym na przejeździe niestrzeżonym około 30 km od Warszawy. (Podobno jest takich przejazdów w Polsce 6 tysięcy) Na prędze skombinowanym samochodem dotarliśmy z przygodami, na dwadzieścia minut przed terminem rozpoczęcia przedstawienia. Dotarliśmy z przygodami zdumiewającymi, bo wynajęty kierowca musiał respektować zasady pracy z tachometrem, i dwa razy zdenerwowani do czerwoności przeczekiwaliśmy regulaminowe przerwy, w tym jedna 40 minutową 80 kilometrów od celu. Właściwe bez próby, w trudnej sali, w panice, spektakl się odbył opóźniony o 30 minut. Na szczęście tysiąc osobowa publiczność nagrodziła go rzęsistymi długimi brawami na stojąco. Trzeba mieć żelazne nerwy. Kierowca samochodu żyje na szczęście."
Profesjonalizm w każdym calu. Janda pokazała jak zwykle klasę, odgrywając monodram z niesłabnącą energią. Po panice nie zostało śladu w momencie wyjścia na scenę. To niebywała przyjemność patrzeć na charyzmatyczną na scenie Jandę, której nie można zignorować ani przez moment, trzeba poddać się jej pasji budowania postaci. Umiejętność, z jaką aktorka wprowadza widza w historie swoich bohaterów, jest dziś rzadkością w polskim teatrze. Krystyna Janda gra spalając się i czerpiąc z grania przyjemność, mając świadomość wyjątkowości chwili, wieczoru i spotkania z publicznością. W gdańskiej "Białej bluzce" Agnieszki Osieckiej, w spektaklu reaktywowanym i zliftingowanym (premiera odbyła w marcu 1987 roku, 4 czerwca 2010 spektakl nabrał innego wymiaru) zobaczyliśmy dojrzałą aktorkę i kobietę, refleksyjną i twórczą, piękną, od której uczyć się wypada wolności. Z jednej strony Krystynę Jandę będziemy zawsze kojarzyć ze zbuntowaną, dynamiczną kontestratorką Agnieszką z "Człowieka z marmuru" i "Człowieka z żelaza" Wajdy, z Antonią Dziwisz z "Przesłuchania" Bugajskiego, a z drugiej strony z Martą z "Tataraku" Wajdy czy matką Sabiny z "Rewersu" Lankosza. Oczywiście ról teatralnych czy filmowych jest całe mnóstwo, jednak dla mnie Elżbieta z "Białej bluzki" w interpretacji Jandy ( albo Janda w roli Elżbiety) mieści w sobie cechy wymienionych bohaterek. Miłość, siła, nieugiętość, potrzeba wolności i zachowania godności, gorzki optymizm, refleksyjność, uczciwość, witalność, humor i zaradność to chyba podstawowe składniki istnienia samej aktorki i postaci, które przysposabia na scenę.
Elżbieta z opowiadań i piosenek Agnieszki Osieckiej w spektaklu "Biała bluzka" jest młodą dziewczyną, która przypadkowo znalazła się w opozycyjnym centrum wydarzeń w latach 80tych, nieprzypadkowo zakochując się w jednym z działaczy, Andrzeju. Nie umie wyznać mu miłości, ani nawet powiedzieć, że chciałaby z nim porozmawiać. Stara się nie myśleć o nim, więc tym bardziej jej większość działań zdeterminowanych jest obsesyjnym kołowrotkiem myślowym o miłości. Przy okazji okazuje się, że bohaterka nie umie przystosować się do realiów Polski z kartkami na wszystkie produkty, kompletną ignorancją urzędniczą i brakiem piękna. Nie umie znaleźć pracy ani znaleźć się w więzieniu, gdzie trafia kilkukrotnie na 48 godzin. Bezsilna, pije i nie wkłada białej bluzki, symbolu pewnego dostosowania. Nie mamy zatem pomnikowej dziewczyny, która chętnie staje przy powielaczu, a potem rozrzuca ulotki i manifestuje swoje poglądy. Elżbieta wyraża przede wszystkim swoje lęki, swoją wizję świata zbudowaną na dzieciństwie spędzonym w domach dziecka i bezsilności wynikającej z braku ludzkiego ciepła. Bolesny obraz pokolenia? Prawdziwy i wiarygodny, bo nie wpisany w historyczne skojarzenia wyłącznie z formalną opozycją albo donosicielstwem. Nie jest to odbrązawianie rzeczywistości, lecz jedynie jej dopełnienie.
Krystyna Janda w czarnej spódnicy i bluzce, w obrotowym czarnym fotelu, śledzona przez dwie kamery i prezentowana na trzech ekranach, pośród dekoracji Pałacu Kultury i Nauki, na którym triumfował napis PZPR, grając dla ponad 1100 osobowej publiczności z niesłabnącą skutecznością wygrała ten wyjątkowy czas wspomnień. Sama, jak mówi, bez traum i cierpień w latach 80tych, doskonale zbudowała nastrój i dramaturgię wieczoru, wzruszając i co rzadko dziś spotykane - pobudzając do refleksji nad swoją rolą w świecie. Ten zapominany i tak kontrowersyjnie traktowany sierpień roku 1980 ożył dzięki sile przekazu gry. Krystyna Janda, doświadczona przez życie i scenę kobieta mądra i piękna zebrała owacje na stojąco przez wszystkich przybyłych do Filharmonii Bałtyckiej. W pogoni za wolnością i przestrzenią zostaliśmy wszyscy ponownie doprowadzeni do punktu wyjścia. Wolności nie ma tam, gdzie jest wygodnictwo, brak odpowiedzialności i oportunizm, wolności trzeba szukać w sobie, kochając i próbując pięknie żyć. W spektaklu usłyszeliśmy znane z wcześniejszej adaptacji spektaklu piosenki, m. in. Sama chciała, Kiedyś byłam stara, Mówiłam żartem, Wariatka, I love you cię, ale w finale podano sam rarytas na Solidarity of Arts - utwór Orszaki dworaki do muzyki Jerzego Satanowskiego.
Katarzyna Wysocka
Gazeta Świetojanska1
14 września 2010