Wartość czy wartości?
Podobno pieniądz rządzi światem, a władza i pieniądze chodzą często w parze, zatem nie dziwi fakt, że ów motyw znany jest od wieków i że Molier, XVII-wieczny komediopisarz, uczynił skąpca bohaterem swojej sztuki. Obnażył on skąpstwo i ukazał w najczystszej, bezpośredniej postaci, a hiperbolizując ową niechlubną cechę charakteru, nakreślił bardzo wyraźny rys charakterologiczny głównego, a zarazem tytułowego bohatera.Fabuła jest klarowna, pełna molierowskiego humoru, a realizacja... bardzo poprawna. Niemal klasyczne odwzorowanie, powiedziałabym, że wręcz szkolne. I takie też pewnie reżyser Jarosław Szwec miał założenie, bo sztuka święci triumfy wśród młodzieży szkolnej. Nie bez powodu, bo tak wierne odwzorowanie kostiumów, języka i klimatu epoki sprzyja przyswojeniu lektury w przyjemny i bezstresowy sposób. Sam reżyser twierdzi, że inscenizacja „utrzymana jest w klasycznym molierowskim klimacie z zachowaniem wszystkich cech komedii. Jest kostium, rekwizyt, dekoracja i oprawa muzyczna. Układ scen i ruch sceniczny odpowiada standardom ówczesnego świata".
Dzięki pracy aktorów, gdzieś po drodze szeregu scen, jednych bardziej, a innych mniej ciekawych, nie zagubił się ten duch komedii, a konstrukcja postaci, szczególnie głównego bohatera Harpagona, utkana była z komizmu, zarówno tego słownego, jak i samej postaci.
W osobie Harpagona Molier zogniskował studium osoby obsesyjnie pożądającej pieniędzy, człowieka w stanie pewnego rodzaju psychozy. Harpagon co chwilę biega, sprawdzić, czy aby na pewno żadna moneta nie zginęła z jego majątku. Zatraca się i... stacza moralnie, przedkładając pieniądze ponad dobro swoich dzieci, relacje rodzinne, społeczne, miłość, uczciwość i prawość. Z tego powodu staje się obiektem kpin i szyderstw w swojej społeczności, ma to jednak w głębokim poważaniu.
Molier poprzez pryzmat rodziny Harpagona ukazał również relacje, jakie panowały w ówczesnym świecie, gdzie dzieci często stanowiły „przedmiot" w rękach rodziców, którym obracali wedle uznania, nie pytając o zdanie, nie licząc się z uczuciami czy pragnieniami swoich potomków. Stałym i powszechnym procederem były także małżeństwa z rozsądku, które bardziej przypominały transakcje finansowe niż wyznanie miłości.
Molier również świetnie ukazał zależności społeczne, obyczajowość ówczesnego francuskiego domu, ale przede wszystkim budując postać głównego bohatera, stworzył uniwersalny obraz typowego skąpca, odbity w krzywym zwierciadle, mocno skarykaturyzowany. Aktualny w zarówno XVII wieku, jak i XXI wieku, tyle że okryty innym płaszczem. Szaty się zmieniają, ale to, co pod nimi, pozostaje niezmienne w swoim jestestwie.
Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie, czy sztuka mnie porwała, to odpowiedziałabym, że dokładnie tak jak sama lektura... czyli niekoniecznie. Ale głównie dlatego, że w teatrze cenię niedopowiedzenia, nieoczywistość, metafory, emocje, którymi się nasiąka w trakcie spektaklu i które potem człowiekowi „ciążą" przez dłuższy czas. Rozumiem, że koncept był taki, żeby zrobić to „po molierowsku", wiernie odwzorować klimat i fabułę, a także wysunąć na pierwszy plan – jako główny kompozyt – warsztat aktorski (co niewątpliwie tutaj zagrało), ale zabrało polotu, iskry, malutkiego, uchylonego lufciku, żeby przewiał się odrobinę „zaduch", jaki wytworzył się przez te szczelnie podomykane okna i drzwi klasycznych ram tej realizacji.
„Skąpiec" to komedia, potrzebna jest więc otwarta przestrzeń na niczym nieskrępowany śmiech i wewnętrzne rozluźnienie, a ja miałam wrażenie, że momentami było mi za ciasno, zbyt mało tlenu, za dużo poprawności i oczywistości.
Jednak każdy oczekuje od sztuki czegoś innego i ogromną zaletą artystycznego przekazu jest to, że ile serc, tyle interpretacji i zachwytów bądź... niekoniecznie.
Monika Sobieraj
Dziennik Teatralny Kraków
12 czerwca 2024