Wesele XXI wieku

W całkowitej ciemności słychać zabawną, wulgarną rozmowę. Jest to rozmowa o marzeniach, o "chęci zobaczenia światełka w tunelu". Scena ta świetnie określa całe przedstawienie Pawła Demirskiego w reżyserii Moniki Strzępki "Był sobie Polak.i diabeł": poprzez śmiech i wulgarność, ocierającą się niemal o granice dobrego smaku (jednak jej nie przekraczającą), rysując groteskowy obraz polskiego społeczeństwa: sfrustrowanego, niespełnionego, jednak wciąż pragnącego i dążącego.

Zapalają się światła. Rewelacyjna scenografia Marcina Mierzickiego przedstawia ławkę rezerwowych i bramkę - przedmioty, które przeważnie znajdują się za linią boczną boiska piłkarskiego. Obok siedzeń leżą worki trupów, z których wychodzą postacie. To ludzie, którzy także znajdowali się poza główną linią życia. Dążenie nie wydaje się tu być wartością abstrakcyjną. Oprócz tego, że każdy posiada z nich swój osobisty cel, wszyscy dążą do wbiegnięcia na boisko - do nieba. Ławka rezerwowych to swego rodzaju czyściec.

Bohaterowie to kanwa postaci - symboli polskiego społeczeństwa. Biskup pedofil, generał w ciemnych okularach, dresiarz kibol, telewizyjna gwiazdka, pragnąca zostać piosenkarką, staruszka po obozie koncentracyjnym, niemiecki turysta, chłopiec, pragnący powrotu rodziców, którzy wyjechali za granicę do pracy, to plejada postaci, które tworzą wizję narodu polskiego. Każdy z nich naznaczony jest jakąś osobistą traumą, posiada swoją historię, którą chce na scenie opowiedzieć. Wulgarna, niepoprawna politycznie, szargająca narodowe symbole wymiana poglądów, ripost i docinek, tworzy niemal kakofonię. Jednak właśnie w tej słownej (ale i niekiedy dosłownej) przepychance, możemy dostrzec szereg niebanalnych, trafnych i wnikliwych obserwacji obyczajowych. Tak maluje się obraz naszego społeczeństwa.

Ciekawe jest tu zastosowanie zabiegu "teatru w teatrze". Każda z postaci odgrywa tu po prostu swoją rolę, na ławce siedzi inspicjent, nierzadko wtrącający się w kwestie aktorów. Jednak bohaterowie się buntują, nie chcą poprawek, chcą "obronić swoją postać". Jakby ich własne przedstawienie wymykało się spod kontroli, jakby chcieli zagrać jeszcze raz, inaczej. Inspicjent jest jednak bezlitosnym znakiem, że jest już za późno i że inaczej się nie da.

Gwiazdka (Monika Fronczek) krzyczy w stronę widowni: "A do czego mi jest kurwa mać ta cała wasza kultura? Czy ja się w nią ubiorę? Czy ja za nią kurwa zapłacę za cokolwiek?" Zaraz obok kultury stawia religię i narodową tożsamość. Nikną wydawałoby się najistotniejsze polskie wartości, wszelkie mity zostają poddane w wątpliwość. 

Bardzo ważną postacią jest też osoba Wandy. Jest to dziewczyna odbiegająca swym zachowaniem od reszty, zachowująca spokój, niezwykle poważna. Gdy zaczyna opowiadać, światło jest skierowane tylko na nią, reszta postaci milknie, nieruchomieje. Wszyscy uważnie słuchają dziewczyny, która uciekła z obozu, zaś w trakcie ucieczki została zabita przez swoją koleżankę. Wanda to polski historyczny wyrzut sumienia.

Na wielkie brawa zasługuje w spektaklu aktorstwo. Nie ma, wśród występujących postaci, słabo zagranej. Aktorzy Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu emocjonalnie podeszli do swych ról, co tym bardziej zasługuje na uznanie, zważywszy, że grali role "podwójne"- występowali jednocześnie jako aktorzy i jako swe postacie. Piotr Wawel - dresiarz, czy Sabina Tumidalska - staruszka, wypadli wyjątkowo przekonująco.

"Był sobie POLAK POLAK POLAK i diabeł, czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte", bo tak brzmi pełen tytuł przedstawienia, to bardzo dobry, odważny, świeży teatr, nie unikający ważkich tematów. Jest to istne "Wesele" XXI wieku. Tutaj zjawy - postacie, z naszego życia polityczno - obyczajowego, nasi sąsiedzi, przybyli, by uświadomić nam, jacy jesteśmy. Od nas zależy, czy nadal będziemy tańczyć chocholi taniec.
(ah)



Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny
28 października 2007