Więcej niż Czechow

Maja Kleczewska połączyła rosyjski realizm z komedią romantyczną i tragedią ambicji, tworząc efektowny spektakl, w którym głównymi bohaterami są aktorzy i ich marzenia o wspaniałych rolach

"Płatonow" Antoni Czechow, reż. Maja Kleczewska
dramaturgia Łukasz Chotkowski, występują: Mateusz Łasowski, Marta Nieradkiewicz, Dominika Biernat, Marta Ścisłowicz, Aleksandra Bożek, Michał Czachor, Jakub Ulewicz

Teatr Polski w Bydgoszczy , premiera 4 lipca

Postaci Czechowa nie mogą znieść swojej banalności. Nieustannie zastanawiają się, jak ich życie zostanie ocenione za 50 czy kilkaset lat. Może z perspektywy wyda się jednak bardziej wzniosłe, moralne, ciekawe? Rozglądają się z nadzieją, że ktoś ich podgląda, zachowują się teatralnie, po kabotyńsku. 

Czyż w ich upijaniu się, nudzie, żałosnych romansach, sączeniu herbaty naprawdę nie ma czegoś większego, wspanialszego, godnego zapamiętania?

Maja Kleczewska, wystawiając "Płatonowa", przeniosła pragnienie "czegoś więcej" na aktorów. Grają Czechowa w teatrze w Bydgoszczy, ale w tyle głowy mają obrazy siebie grających w tragediach antycznych czy amerykańskich filmach.

Dominika Biernat (Sonia) wnosi ze sobą aurę Marleny Dietrich, Mateusz Łasowski (Płatonow) widziałby się chętnie jako bohater "Broken Flowers" czy "Między słowami", Marta Nieradkiewicz (Sasza) mogłaby przejąć role bohaterek "Gotowych na wszystko" czy "Godzin". 

Na scenie przypominającej plan filmowy sitcomu każdy/każda bez trudu wcieliłby się w Marilyn Monroe, co udowadniają, pokazując się w piątkę w nieśmiertelnych blond perukach i powiewnych sukienkach. Tymczasem grają wczesny dramat Czechowa, który rozłazi się, rozpada, wystrzela co chwila nowymi wątkami, gubi strukturę. Reżyserka nie próbowała spiąć Płatonowa jednym wyrazistym pomysłem, opowiedzieć spójnej historii. Dialogi i sceny powtarzają się w różnych wersjach i konfiguracjach. Finał wypływa w połowie spektaklu, niektóre postaci i motywy całkowicie giną, a pojedyncze kwestie stają się pretekstem do kilkunastominutowej etiudy. Pierwsza część zachowuje jeszcze pozory składnego dramatu, zwieńczonego efektowną, dionizyjską orgią w stercie sztucznych winogron i strumieniach krwawego wina. Druga przypomina serię prób czy casting. 

Kleczewską bardziej interesowały jednak możliwe warianty sytuacji, nakreślonych przez Czechowa niż wierna inscenizacja. Gdy Płatonow w stroju mistrza tańców latynoskich urządza dla swojej żony Saszki pokaz figur wszelakich, nie ma już znaczenia czy obraz ten pochodzi z Czechowa, serialu, "Grease" czy "Dirty Dancing". Gdy nieprzytomna, otumaniona Saszka, trzymając w rękach kukłę dziecka, wrzeszczy do męża przez kwadrans: "Buty mi znajdź!", z rosyjskiego realizmu trafiamy prosto w środek thrillera a la "Antychryst", z kobietą-wiedźmą, synkiem-ofiarą i przerażonym mężem w rolach głównych. Marta Nieradkiewicz z nienaturalnie sztywną szyją i miną aniołka, który właśnie własnymi ząbkami dokonał rzezi niewiniątek, wnosi do przedstawienia piekielny, demoniczny wymiar. 

Spektakl zmontowany jest w powidoków, przerysowanych nawiązań, luźnych improwizacji. Rozmowy Płatonowa z kolejnymi kobietami jego życia to nie sceny miłosne, ale sceny odgrywania scen miłosnych. Zmieniają się konwencje, kostiumy, podkład muzyczny. Lambada, ballada "Cheers Darlin\'" Damiena Rice\'a, "Pieśń naczelnika wydziału grobownictwa" Gałczyńskiego, radiowe evergreeny - banalne bądź ironiczne kawałki uwypuklają tylko mizerię "wielkich", prowincjonalnych dramatów sercowych. A może wszelkich dramatów sercowych? Tych wszystkich złudzeń, że "kocham cię" nadaje życiu sens, że pocałunek to komunia dusz, a seks w małym mieście może mieć wymiar kinowego romansu? 

Aktorki czekają na swoją kolej w pierwszym rzędzie widowni. Gdy przestają być potrzebne, zastygają wciśnięte w szczeliny między sprzętami AGD, tkwią przyczajone na krzesłach i kanapach. Gdy przychodzi ich moment u boku Płatonowa, kokietują go, wysłuchują, niańczą, ofiarują bezinteresowna przyjaźń. W lśniących wieczorowych sukniach, krążą wokół swojego niechlujnego, wymiętego, bełkocącego amanta. Czują, że zasługują na więcej, że są zbyt inteligentne na dziurę, w której osiadły, że powinny być generałami, profesorami, dyplomatami. 

Zawsze jednak kończą pijane, uczepione żałośnie nogawki Płatonowa. Mateusz Łasowski, zataczając się, słaniając, wywracając twarz w niemożliwych grymasach, stanowi dla swych pięknych, eleganckich partnerek groteskowy kontrapunkt. 

Kleczewska zmontowała z "Płatonowa" tragedię ambicji i komedię romantyczną w jednym. Jednocześnie uwypukliła sytuację aktorów, którzy w XXI wieku muszą wygłaszać do siebie patetyczne "Nigdy cię nie zapomnę" czy "Przyszła do ciebie kobieta, nie zwierzę". 

Efektem tego ciekawego eksperymentu jest przedstawienie z rewelacyjnymi rolami, mocnymi scenami, ale bez narzucającej się interpretacji czy konstrukcji. Postaci Czechowa czują żal, że ich mikrotragedie marnują się nieopowiedziane i nieoglądane. Szkoda, by marnowały się świetne, zaskakujące migawki z pracy nad "Płatonowem". Nawet jeśli głębia, do której tak aspirują to tylko pozór.



Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
8 lipca 2009
Spektakle
Płatonow
Portrety
Maja Kleczewska