Wiedzą, jak rozbawić do łez

Teatr impro, choć w Trójmieście jest formułą dość młodą, systematycznie się rozwija i zyskał już wierne grono widzów. Impulsem i okazją do porównania, jak trójmiejskie grupy wyglądają na tle ogólnopolskich, jest Festiwal "Podaj Wiosło", który odbył się po raz trzeci gościnnie w Teatrze Miniatura. W pięciu punktach przekonujemy dlaczego impro i gdański festiwal warto traktować poważnie.

Atmosfera, czyli kontakt z widzami

Tego nie ma żadna inna forma teatralna, ponieważ teatr impro w dużej mierze zależy właśnie od widzów. Aktorzy mawiają, że czują nastawienie i nastrój publiczności, co potrafi wpłynąć na spektakl. Improwizatorzy nie tylko to czują, ale też słyszą, bo widzowie głośno i za ogólnym przyzwoleniem wyrażają swoją aprobatę lub dezaprobatę dla występujących. To widzowie decydują przeważnie o miejscu akcji i sposobie gry improwizatorów, ale też - ośmieleni - pozwalając sobie na różne komentarze podczas spektakli. Potrafią wpłynąć na spektakl oraz odbiór improwizatorów również przed wydarzeniem, o czym przekonali się zapowiadający wydarzenia kolegów improwizatorzy: Kacper Ruciński i Wojciech Tremiszewski.

Improwizacja

Sedno impro, którego rodowód często łączony jest z formułą kabaretu czy stand up comedy. Występujący na scenie tworzą spektakl na oczach publiczności, czerpiąc od niej inspirację do kolejnych bardziej (a czasem mniej) udanych scen. Może to być na przykład "konfesjonał", jak w przypadku jednej ze scen gdańskiego Peletonu (by sprowadzić do pionu przeżywającego kryzys księdza potrzebna okazała się interwencja samego Jezusa). Inspiracji szukać można również w muzyce. MP3 zebrane od publiczności przed spektaklem, w połączeniu z utworami wysłanymi wcześniej przez widzów i fanów Improkracji, złożyły się na "Partyturkę" - serię scenek inspirowanych tą muzyką (choć trzeba przyznać, że inspirowanych dość luźno, bo sytuacji, jak podczas przesłuchania do konkursu piosenki aktorskiej po wysłuchaniu utworu poezji śpiewanej lub góralskim "castingu" na chłopaka po utworze o tematyce ludowej było niewiele).

Kreatywność

To kluczowe dla powodzenia sceny zadanie każdego z występujących. Improwizator musi wykazać się refleksem, by zripostować wypowiedź partnera scenicznego, rozwijać fabułę scenki i reagować na to, co się dzieje w danym momencie. Zadanie jest tym trudniejsze, im mniej znają się osoby występujące na scenie. W takiej formule - łączonych składów wszystkich zaproszonych grup - rozgrywany jest finał festiwalu, zwany w tym roku "Grandfinal". Poza Hofesinką z Warszawy w tegorocznym finale imprezy uczestniczyło po dwóch reprezentantów każdej z grup zaproszonych na festiwal na godzinne występy (gdańskie - Abordaż i Peleton, krakowski Ad Hoc, wrocławska Improkracja, lubelski No Potatoes) oraz gościnnie Wojtek Kamiński z grupy Siedem Razy Jeden z Zielonej Góry (grupa nie przyjechała na festiwal, bo za późno otrzymała na niego zaproszenie). Spektakl okazał się historią rozgrywaną w teraźniejszości oraz przeszłości (lata 20-te ubiegłego wieku) - jej bohater Zawżdy rozkręcił 90 lat temu seksbiznes, który rozwijały kolejne pokolenia Zawżdów, a łącznikiem między pokoleniami (oprócz everymana Wojtka Kamińskiego) okazało się niezwykłe bugatti z 1917 roku.

Niepowtarzalność i zaskoczenie

"Nic dwa razy się nie zdarza" - pisała w jednym z wierszy nasza noblistka Wisława Szymborska. Świetnie oddaje to ideę impro, które zawsze jest niepowtarzalne, nawet jeśli formuła działań improwizatorów jest wcześniej określona i dobrze im znana. Dobrym przykładem może jest grupa No Potatoes z Lublina, która spektakl "Kotwica kawałek od brzegu" przedstawiła w formie wywiadu telewizyjnego z młodą pisarką, odgrywając scenki i zdarzenia w oparciu o twórczość "autorki" lub adaptacje jej dzieł. Improwizatorzy wykorzystali do tego książki przyniesione przez widzów - z nich zaczerpnięte są tytuły (wybierane losowo przez widzów) oraz dialogi postaci. Co więcej, osoby wyciągnięte z widowni uczestniczą w kilku całkowicie improwizowanych scenach (m.in. podkładają głosy pod działania improwizatorów czy animują ich ruchy).

Przeproś piosenką!

Hit i nieformalna tradycja tegorocznej edycji "Podaj Wiosło". Jeśli ktoś się pomylił lub kolokwialnie rzecz ujmując "przegiął", w ten sposób zmuszony był "odkupić swoje winy" przed publicznością. Zdarzyło się to potrafiącemu się zagalopować w swoich czerstwych żartach Kacprowi Rucińskiemu, zapominalskiemu Wojtkowi Tremiszewskiemu, czy zbyt odważnym improwizatorom grupy Ad Hoc, przedstawiającym spektakl w formule "Restart". W przypadku ich spektaklu niewinne uderzenie na polu golfowym potrafiło przemienić się w homoerotyczny romans, absurdalne dialogi piłek i kijów golfowych, groteskową scenę pana i jego wiernopoddańczej niczym aportujący piesek żony czy sadystyczny horror z więźniami-pracownikami pola golfowego w rolach głównych. Warto dodać, że wszyscy przepraszający stanęli na wysokości zadania.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
16 kwietnia 2014