Wielka rola Sędrowskiego

Można chyba rzec, że najnowsza premiera Teatru im. J. Osterwy - "Zbrodnia i kara" - była przygotowywana w atmosferze nieco odmiennej niż dwie poprzednie adaptacje powieści Fiodora Dostojewskiego. Bez niepewności, czy publiczność "kupi" niełatwy bądź co bądź spektakl

Okazało się bowiem, że - jak powiedział Krzysztof Babicki, autor adaptacji i reżyser - lublinianie kochają Dostojewskiego i chętnie chadzają na przedstawienia oparte na jego prozie. To dobrze rokuje także tej najnowszej realizacji, tym bardziej że jest ona, kto wie, czy nie najlepsza ze wszystkich.

Zacząć trzeba od tego, że znakomita jest adaptacja powieści. Babicki wielokrotnie powtarzał, że teatr musi opowiadać historie. Jeśli tego nie czyni - jest to niewybaczalne. I lubelska "Zbrodnia i kara" opowiada , jest spektaklem doskonale czytelnym również dla tych widzów, którzy nie znają powieści, choć sądzę, że takich jest akurat niewielu. Ale przecież nie opowieść o morderstwie i śledztwie jest tu najistotniejsza. Zaryzykuję twierdzenie, że dla Babickiego ważniejsze od czynów były motywacje bohaterów, a nawet szerzej: cała ich sfera psychologiczna. Inaczej mówiąc, pokazuje, co robią, ale stawia przy tym pytanie, dlaczego to czynią. Jakie czynniki determinują ich postępowanie. Unikając przy tym prostych odpowiedzi. Te każdy z widzów musi odnaleźć sam. Co wcale nie musi być łatwe, bowiem poszczególne role są całkowicie świadomie skonstruowane tak, by wydobyć i zaakcentować ich złożoność.

Dotyczy to wszystkich kluczowych postaci, ale w sposób szczególny Porfirego. I to wydaje mi się słuszne. Już przy lekturze powieści to właśnie on zawsze wydawał mi się postacią najciekawszą, a jego tajemnica największym wyzwaniem. A w spektaklu owa niejednoznaczność została jeszcze podniesiona do którejś potęgi. Zaś grający rolę Porfirego Szymon Sędrowski potrafił to pokazać w sposób arcymistrzowski. Stworzył kreację kompletną, bliską genialności, zdecydowanie dominującą nad całym spektaklem. Nie powiem, że usunął pozostałych wykonawców w cień, bo to byłoby niesprawiedliwe i krzywdzące, lecz z pewnością właśnie on znalazł się na czele całego bardzo dobrego zespołu. Ale na wielkie słowa uznania zasługują także Mikołaj Roznerski za odmienne od tradycyjnego potraktowanie roli Raskolnikowa, Krzysztof Olchawa jako Swidrygajłow, Agata Moszumańska za pełną psychologicznej prawdy i emocjonalnej siły rolę Soni.

Lubelska "Zbrodnia..." to spektakl, którego nie zawaham się nazwać wybitnym. Pokazuje, jak dziś trzeba czytać wielką klasykę i pokazywać ją na scenie.



Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
16 listopada 2010
Spektakle
Zbrodnia i kara