Wielka ucieczka

,,Lot nad kukułczym gniazdem" w kraju nad Wisłą przede wszystkim jest odczytywany jako parabola, w której zakład psychiatryczny to komunistyczne państwo, a McMurphy to męczennik w imię wolności. Ostatnia scena z ucieczką Bromdena przeszła już do historii jako symbol wyzwolenia ludu.

Do tego wizerunku w dużym stopniu przyczyniła się inscenizacja Zygmunta Hubnera z 1977 roku. Nie można jednak zapominać, że powieść, zaadaptowana na potrzeby sceny przez Dale Wassermanna, została napisana w USA, gdzie układ polityczny zawsze był inny. Zniewolenie pacjentów przypomina Frommowską ucieczkę od wolności, odpowiedzialności za los społeczności.

Jan Buchwald, który w swoim przedstawieniu wyraźnie inspirował się stylistyką nieśmiertelnego filmu Formana, rzeczywiście idzie w kierunku bardziej aktualnej interpretacji Keseya. Niektóre sceny i postacie są jakby żywcem wyjęte z produkcji twórcy ,,Miłości blondynki”. Scenografia Andrzeja Albina pokazuje olbrzymią salę, w której za dnia poruszają się pacjenci. W tle wydzielony pokój pielęgniarzy. Obok niego – drzwi, które przez to, że nie widać co za nimi, wydają się być niedostępną drogą wolności. Okna świadomie zostały wyolbrzymione, każde z nich przypomina zamkniętą, ale i jedyną dostępną bramę na świat zewnętrzny. Ten świat wydaje się być idealnie sterylny. Nie jest niebem, ale to i nie piekło. Nawet nie czyściec – raczej sfera bez jakiegokolwiek życia.

Reżyser pozwala na wyzwolenie komizmu – spektakl zawdzięcza to przede wszystkim Tomaszowi Saprykowi, grającemu McMurphy’ego. Aktor stworzył portret cwaniaczka, chuligana, który kieruje się własnym kodeksem moralnym. Nade wszystko ceni jednak wolność, którą sam będzie musiał zdefiniować. Jego współtowarzysze niedoli są oddani w całej różnicy ich charakterów. Każdy z nich jest ważnym składnikiem przedstawienia, dopełnia kreację innego.

Siłą spektaklu Buchwalda jest pokazanie procesu tworzenia się wspólnoty. Na teatralnych deskach wygląda to równie przekonująco jak w filmie Formana. Wspólne kibicowanie przy niedziałającym odbiorniku telewizyjnym, mecz koszykówki, impreza taneczna, a nade wszystko fenomenalna scena korowodu wokół totemu świetnie ilustrują spełnianie się ideału społeczeństwa obywatelskiego. Umiejącego iść na kompromisy mimo nierzadkich konfliktów, świętującego razem kolejne okazje. W opozycji do tego zjawiska stoi personel zakładu. Siostry Ratched (świetna Aleksandra Bożek), mimo jej dyktatorskiej pozycji, Buchwald bezwzględnie nie przekreśla. Przełożona spełnia po prostu swój obowiązek, podobnie jak reszta pielęgniarzy i lekarz. Że dochodzi do przekroczenia praw jednostki – to dające do myślenia sugestie o tym, jak wolny rynek czyni z konsumentów niewolników, pozornie wolnych, w istocie poddających się rygorom trendów i pieniędzy. Wyzwolenie według Buchwalda kryje się w umiejętności wyjścia z groźnego impasu konformizmu. Konformizmu postrzeganego jako obojętność na interes całej społeczności, nastawieniu na partykularyzm.

Inscenizacja na scenie Powszechnego jest poprawna. Mimo tego, że trwa prawie trzy godziny, wciąga i nawet znający treść książki czy filmu widzowie odkryją nowe smaczki ukryte u Keseya. Jazzująca muzyka Janusza Bogackiego nie pozwala na zagęszczenie klimatu, mogącego za bardzo zaciążyć na jego płynności. Spektakl nie jest odkrywczy, ale teatralny język Buchwalda przypomina o wciąż czających się w cieniu groźbach współczesności. Bo tworzenie wspólnoty jest zadaniem naprawdę trudnym. W ostatniej scenie w końcu tylko Wódz (Waldemar Kownacki) wyskakuje przez okno. Pozostali stoją, niepewni, co dalej. Kto wie, czy też odważą się uciec?



Szymon Spichalski
Teatr dla Was
9 stycznia 2012