Wielkie wrażenie i smutek

Nie lubię Warszawy; za duża, zbyt pośpieszna, zbyt przytłaczająca... Pewnie bym nie umiał w niej żyć. Co innego wpaść, na przykład na zaproszenie Plusa, by poznać, także od kulis, Teatr Wielki - Operę Narodową i zobaczyć spektakl baletowy "Oniegin", w inscenizacji i choreografii słynnego Johna Cranko, który dał jego premierę w 1965 roku na scenie Baletu Stuttgarckiego. Słabo znam się na balecie, niemniej byłem pod wrażeniem.

Teatr Wielki; niby miałem jego bryłę w oczach, ale dopiero teraz mogłem sobie unaocznić i wręcz poczuć, jak jest wielki naprawdę. To, że obiekt wypełnia dwa hektary terenu, nie zrobiło na mnie wrażenia; podobnie to, że ma kubaturę przekraczającą 500 tys. metrów sześciennych - to nazbyt abstrakcyjne wielkości. Ale fakt, że scena, z całym swym zapleczem, ma 2,5 tys. metrów kwadratowych, to już coś, co ogarnąć się da i co działa piorunująco. Zwłaszcza, jak się na niej stoi, jak się patrzy na widownię dla 1850 osób, a jeszcze bardziej, jak się widzi to, co za sceną, co po bokach (maszyneria pozwalająca wwozić całą scenografię), co w górze (30-metrowa wieża sceniczna), co w dole (dwa poziomy na dekoracje do 15 bieżących przedstawień). Cała La Scala pomieściłaby się na tej scenie - usłyszeliśmy.

Robi ten gmach wrażenie; mimo iż to miszmasz neoklasycyzmu i socrealizmu. Te wielkie pracownie, te przestrzenie - pozwalające trzymać zgromadzone od 1965 roku ponad 20 tys. kostiumów; wszedłem do jednego z takich magazynów - w nim pięć tysięcy strojów; zaraz na lewo z "Fausta" z 1994 roku, zaprojektowane przez krakowiankę Zofię de Inez.

Oto wielki teatr i takiż zakład pracy - blisko tysiąc osób, w tym ok. 400-osobowy zespół artystyczny. Daje 12-14 premier w roku, wliczając scenę kameralną, dla 200-220 tys. widzów, przy frekwencji powyżej 95 proc. Byłem we wtorek - komplet. I nie ma dnia, by scena stała pusta. Otrzymuje teatr 65 mln dotacji, ale też jedna premiera to wydatek od 1 do 2,5 miliona zł. 

Oto największy obiekt teatralny na świecie i największa na świecie scena operowa. 

Od roku w ramach Teatru Wielkiego - pod wodzą Waldemara Dąbrowskiego z Mariuszem Trelińskim jako dyrektorem artystycznym - działa wyodrębniony Polski Balet Narodowy, z dyrektorem i choreografem Krzysztofem Pastorem, bardziej znanym w świecie niż w Polsce. Po wielu latach zjechał z Amsterdamu do Warszawy. Pierwsze rozmowy w tej sprawie prowadził już parę lat temu, ale dopiero Waldemar Dąbrowski, powróciwszy jako naczelny, przyjął warunki stawiane przez Pastora. A jemu marzy się stworzenie baletu i zespołu na europejską skalę, bo tak nauczył się postrzegać tę sztukę w ciągu ponad dwóch dekad pracy m.in. we Francji i w Holandii, gdzie doszedł do stanowiska choreografa Net Nationale Ballet w Amsterdamie. Zatem tworzy w Warszawie znakomity zespół, ale i zamierza w ciągu paru lat wychować choreografów, którzy będą się liczyć nie tylko w Polsce. Sam ma uznaną pozycję w Europie, współpracował z Washington Ballet, z Australian Ballet czy moskiewskim Baletem Bolszoj. Jak mówił, stawia na klasykę na najwyższym poziomie, bo to podstawa, ale i nie zamierza unikać spektakli neoklasycznych, nowoczesnych. Sam wystawił m.in. autorski spektakl "Kurt Weill", którym wcześniej wzbudził zachwyt i uznanie nie tylko w Holandii.

Tak, robi wrażenie ten gmach. Wielki jakże. Funkcjonalny. Świadczący o bogatej wyobraźni architektów, a przecież powstawał na początku XIX wieku, a rozbudowywano go w latach powojennej mizerii.



Wacław Krupiński
Dziennik Polski
12 kwietnia 2010
Portrety
Krzysztof Pastor