Wirus w Lublinie

Gdy kilka miesięcy temu Tomasz Bazan, założyciel Maat Project, zapowiedział powstanie festiwalu butoh w Lublinie, wszyscy byli ciekawi, czy ten pomysł się sprawdzi. Pierwsza edycja "Maat Festival. Formy prowadzenia ciała" właśnie się zakończyła.

Cieszyła się zainteresowaniem widzów, mimo że jej temat - butoh nie należy do dziecin zbyt popularnych wśród szerokiej publiczności. Dzięki temu festiwalowi pojawiła się szansa zapoznania bliżej z tą formą sztuki. Rodzaje festiwalowych działań były różnorodne - prezentowano spektakle, wyświetlano filmy, prowadzono wykłady. Nie mogło zabraknąć gości z Japonii - ojczyzny butoh. Kan Katsura i Daisuke Yoshimoto wystąpili na scenie, spotkali się z widzami oraz poprowadzili warsztaty, dzieląc się swoimi doświadczeniami.

Trzy dni trwania festiwalu zostały niezwykle atrakcyjnie zaplanowane. Największym zainteresowaniem wśród widzów cieszyły się spektakle, zwłaszcza w wykonaniu japońskich Mistrzów, nieczęsto goszczących w Polsce. "Time machine" Kana Kastury nie umożliwiło jednoznacznej interpretacji oglądanych obrazów, zresztą nie powinniśmy jej szukać w przypadku pobawionego narracji butoh. Katsura środki wyrazu ograniczył wyłącznie do własnego ciała, natomiast Yoshimoto w tańcu korzystał z dość nietypowych rekwizytów. W swojej improwizacji butoh wykorzystał tak zaskakujący przedmiot jak sedes. Pokazał, że butoh nie ucieka od żadnego z aspektów życia człowieka. Sztuka nie powinna mówić tylko o ideach pięknych i wzniosłych, ale także o tym, co trywialnie dotyczy człowieka. Zwrócił także uwagę na obecność pierwiastków męskiego i żeńskiego, które mogą ujawnić się w każdym z ludzi. Jak powiedział dyrektor MAAT FESTIVAL na jego rozpoczęciu, nieoficjalnym mottem są słowa Piny Bausch: "Nie interesuje mnie, jak ludzie się poruszają, ale co ich porusza". Każda z form, jaką zaprezentowano za scenie była efektem wypracowania przez twórców własnego stylu, perfekcyjnego pod względem ruchowym. Pokazano, że butoh nie jest jednorodne, umyka wszelkim definicjom i może mieć różne oblicza.

Festiwal stworzył także możliwość spotkania się z twórcami na żywo, by uzyskać odpowiedzi na nurtujące widzów pytania. Oprócz zaplanowanego spotkania z Daisuke Yoshimoto, spontanicznie zorganizowano krótką rozmowę z Kanem Katsurą. Mistrzowie pozbawieni już białej farby używanej na scenie, mimo zmęczenia cierpliwie odpowiadali na zadawane pytania, czy jak w przypadku Kana Katsury, słuchali refleksji publiczności po pokazie. Ciekawe było skonfrontowanie ich scenicznego wizerunku z codziennym - na scenie monumentalni i majestatyczni, prywatnie to sympatyczne osoby z poczuciem humoru.

W filozofii butoh często pojawia się pojęcie hanami - kwiatu, który potrafi być piękny także w chwili więdnięcia. Wschodni Mistrzowie mimo zaawansowanego wieku wciąż są w formie. Ale na Maat Festivalu znalazło się także miejsce dla kwiatów dopiero rozkwitających - dwóch młodych kobiet reprezentujących nasz kraj. Pierwszego dnia Anita Wach pokazała spektakl "Inch 1,5" (na zdjęciu). Artystka nie jest tancerką butoh, korzysta bardziej z doświadczeń tańca współczesnego, ale interesuje ją badanie przestrzeni i możliwości ruchu ludzkiego ciała. W spektaklu liczy się tylko ciało młodej tancerki, które zdaje poruszać się przez nieznaną siłę. Później zaprezentowała się Sylwia Hanff, związana z Teatrem Limen, otwarcie uznawana za tancerkę butoh, jedną z niewielu w naszym kraju. "8 pustyń (dromenon)" było spektaklem starannie dopracowanym pod względem technicznym, jednak zabrakło w nim tego napięcia, które przeżył każdy z widzów podczas występów wschodnich Mistrzów. Tam mieliśmy świadomość uczestnictwa w czymś wyjątkowym, bliskim rytuałowi, byliśmy świadkami przemiany, natomiast tu ciężko było odczuć coś więcej poza doznaniami wizualnymi. Szkoda jedynie, że gospodarz festiwalu, teatr Maat Project nie zaprezentował się na scenie. Ich twórczość czerpie wiele z tradycji butoh, znana jest lubelskim fanom, doceniona na wielu festiwalach, ale tu szansa pokazania się przed zagranicznymi gośćmi pozostała niewykorzystana.

Ważne były także wydarzenia towarzyszące, na których pojawić mógł się każdy wielbiciel butoh bez konieczności kupowania biletu. Z każdym dniem spragnionych wiedzy o tej tematyce było coraz więcej. Festiwalowe popołudnia rozpoczynały się od projekcji filmów. Zaprezentowano zapisy spektakli Mina Tanaki oraz "Shijima" grupy Sankai Juku, a także "Dance of darkness" w reżyserii Edin Veleza, przybliżający historię butoh. Filmy należą do niedostępnych w Polsce, były więc z tego względu szczególne wartościowymi pozycjami programu.

Tematykę butoh od strony teoretycznej miały przybliżyć wykłady. Ewa Janicka z Uniwersytetu Adma Mickiewicza przybliżyła założenia swojej pracy naukowej na temat transkulturowego potencjału butoh, natomiast Kan Katsura na swoim wykładzie sporo mówił o własnych doświadczeniach z butoh oraz o historii tego tańca. Przeszkodą w odbiorze jego prelekcji była jednak nieco zbyt późna pora, by skupić się na mądrych słowach japońskiego Mistrza, zwłaszcza, że jakość tłumaczenia z języka angielskiego była bardzo słaba. Następnego dnia Julia Hoczyk nieco bardziej szczegółowo zajęła się przedstawieniem sylwetki Kazuo Ohno, prezentując także obszerne fragmenty nagrań jego występów. Na tym tle dość zaskakujący, choć równie interesujący był ostatni z wykładów: tematyka referatu Anny Królicy była daleka od stylistyki butoh, ponieważ dotyczyła koncepcji aktorstwa według Oskara Schlemmera, artysty związanego z niemieckim Bauhausem w początkach XX wieku. Jego mało znane w Polsce teorie dotyczące traktowania aktora jako maszyny czy marionety zostały zilustrowane zdjęciami oraz nagraniami.

Filmy, wykłady, spektakle i spotkania z twórcami były próbą dotarcia do istoty butoh. Miałam jednak wrażenie, że wszyscy utwierdzili się w przekonaniu, że podanie definicji czym dokładnie jest butoh, pozostaje niemożliwe. Nie da się wytłumaczyć jego fenomenu, trzeba to samemu odczuć. Mówi się, że butoh jest jak wirus rozprzestrzeniający się po świecie. Miejmy nadzieję, że od września tego roku coraz więcej osób w Lublinie okaże się nim zarażone.



Wioleta Rybak
Gazeta Festiwalowa 5ściana
30 września 2009
Festiwale
1. Maat Festival