Witamy w krainie lalek

Wizyta dwustu lalek z całej Polski uświetnia obchody 50-lecia polskiego oddziału światowego stowarzyszenia lalkarzy UNIMA. Do końca sierpnia trwa wystawa polskiego teatru lalek w Teatrze im. Andersena.

Niektórzy mogą to jeszcze pamiętać: w pewnym momencie w "Słowiku" kredowobiała twarz Cesarzowej pęka na pól i wyszczerzają się ostre jak brzytwa zęby. Potrafi też wywrócić oczy i zacisnąć palce jak prawdziwa furiatka. Takich cudownych lalek jest w Teatrze Andersena znacznie więcej. Dokładnie - około dwustu i tylko do 31 sierpnia, bo wtedy lalki z teatrów z całej Polski pojadą do domów.

Lalka lalce nierówna. Godną reprezentacją tego, jak osobowość twórcy rzutuje na końcowy efekt jest chociażby plejada postaci ze "Spowiedzi w drewnie". Autorką projektu była Jadwiga Mydlarska-Kowal, a wykonawcą Piotr Piotrowski, tradycyjny ludowy rzeźbiarz, który pracował nad stworzeniem galerii bohaterów przez około dwa lata. Niepozorne drewniane figurki są pełne ekspresji.

Totalnym przeciwieństwem drewnianej prostoty są np. ubrane w skóry i jedwabie lalki do "Byczka Fernando" autorstwa Marii Balcerek, albo fantazyjne,barwne, ludowe inspiracje u Adama Kiliana. Zobaczymy też prace Wiesława Jurkowskiego, od ponad trzydziestu lat związanego z Białostockim Teatrem Lalek, czy charakterystyczne, nieco wystraszone, wielkookie ludziki Stasysa Eidrigeviciusa.

Pokolenie młodych twórców reprezentuje m.in. Anna Chadaj. Lublinianie ją znają. To ona obmyśliła czarno-białą stylistykę "Pasterki i Kominiarczyka" w Teatrze Andersena. Scenografka stanęła przed wyzwaniem wykreowania dwóch światów - zwykłego i tego ze starego kredensu, gdzie toczy się tajemne życie porcelanowych figurek.

Od otwarcia wystawy (7 lipca), która uświetnia 50-lecie polskiego oddziału światowego stowarzyszenia lalkarzy UNIMA, Teatr Andersena przeżywa prawdziwy szturm. Przychodzą pojedynczo dorośli, zorganizowane grupy dzieci i młodzieży, rodziny, a nawet wycieczki z biur podróży, dla których zobaczenie lalkowych aktorów jest jednym z punktów zwiedzania Lublina. - Udało się pokazać pewien przekrój -mówi Arkadiusz Klucznik, dyrektor Teatru Andersena. - Są lalki ze spektakli dla dzieci i dorosłych, repertuaru klasycznego i bardzo awangardowych realizacji.

Na pytania cierpliwie odpowiada Marian Mika, plastyk, w którego rękach od dziesięcioleci powstają najbardziej wymyślne figurki. Wie, co trzeba zrobić, żeby Pinokiowi wysunął się nos, a Cesarzowa pokazała groźne kły. Tłumaczy gościom czym się różni kukiełka od pacynki, co to jawajka i sycylijka i jak prowadzi się lalkę bunraku.

- Pierwsze pytanie, które słyszę brzmi: Dlaczego w teatrze jest tak mało lalek? Wyjaśniam, że środki wyrazu się zmieniają, że większą rolę odgrywają maska czy kostium. Kiedy opowiadam o lalkach, zawsze staram się pokazać odpowiednie przykłady. No i straszę dzieci Cesarzową - uśmiecha się pan Mika.

Według indyjskiej legendy, pod pewnymi względami podobnej do przypowieści o stworzeniu człowieka, lalka była dziełem Brahmy, twórcy pierwszych żywych istot. Zrobił ją dla swojej żony Saraswati. Tylko, że bogini bez reszty zatraciła się w lalkowym teatrze i zupełnie zapomniała o swoich obowiązkach. W rezultacie lalki oraz samych lalkarzy trzeba było posłać na ziemię. Zajrzyjcie do Teatru Andersena, a zrozumiecie boginię Saraswati.

Wystawa scenografii polskiego teatru lalek, Teatr Andersena, do 31.08, bilety 3-5 zł



Sylwia Hejno
Polska Kurier Lubelski
26 sierpnia 2011