Witamy w Rzeźni!

Wybierałem się do Teatru Ateneum na premierę "Rzeźni" Sławomira Mrożka z wątpliwościami, czy reżyser Artur Tyszkiewicz odnajdzie odpowiedni klucz do nowej interpretacji tej czarnej komedii naszego dramaturga.

Jak zabrzmi dziś "Rzeźnia", po czterdziestu latach od premiery w Teatrze Dramatycznym? Przedstawienie okazało się jednak nadzwyczaj aktualne.

Mrożek ukazał w "Rzeźni" zderzenie kultu tradycji wielkiej muzyki europejskiej z naporem aroganckiej i bezczelnej pseudonowoczesnej sztuki, która niszczy tę wspaniałą tradycję. Dziś to niszczenie doprowadzone zostało do absurdu, za sztukę uważa się bowiem każde, najbardziej nawet niedorzeczne, brutalne, chamskie i bluźniercze działania, co przypomina w istocie proroczą wizję Mrożka. Spektakl w Ateneum zbudowany został na kontrastach. Zakompleksiony młody skrzypek, pozostający pod wpływem nadopiekuńczej mamusi, szykuje się do jubileuszowego koncertu. Dyrektor filharmonii, w znakomitej interpretacji Piotra Fronczewskiego, w obecności zaproszonych gości uroczyście zapowiada wydarzenie, w trakcie którego ma wystąpić ów nieszczęsny skrzypek.

Na scenę nachalnie wkracza jednak wspomniana brutalna sztuka, w wyniku czego filharmonia przemienia się w istny salon tortur. Nagle dyrektor zmienia front i ogłasza, że odtąd obowiązującymi kanonami sztuki będą owe rzeźnickie eksperymenty. Widzowie muszą zapomnieć o prawdziwych koncertach skrzypcowych. Ta wizja agresywnej ekspansji pseudosztuki, popieranej i finansowanej dziś przez instytucje państwowe - a także oportunizm organizatorów życia kulturalnego - jest w "Rzeźni" najbardziej przerażająca.



Mirosław Winiarczyk
Idziemy
6 marca 2015
Spektakle
Rzeźnia