Witkacy całe życie owładnięty był manią fotografowania

Artysta lubił portretować siebie i znajomych. Od piątku jego zdjęcia obejrzymy w Bunkrze Sztuki.

Porażają ekshibicjonizmem, i demonizmem, niekiedy bawią, innym razem szokują, ale na pewno nikt nie przejdzie obok nich obojętnie. Takie właśnie są zdjęcia Stanisława Ignacego Witkiewicza. Młodopolski twórca był bowiem nie tylko genialnym dramaturgiem, poetą i malarzem, ale i świetnym fotografikiem. 

Przekonają się o tym wszyscy, którzy zajrzą do Bunkra Sztuki. Od piątku obejrzeć tam będzie można wystawę "Witkacy. Psychologizm". Ekspozycja zorganizowana została w ramach krakowskiego Miesiąca Fotografii i zawiera ponad sto zdjęć wykonanych przez autora "Szewców" w latach 1910-1938. Większość z nich stanowią autoportrety samego pisarza, na których stroi on najrozmaitsze miny i grymasy. Ale nie tylko.

- Witkiewicz wprost owładnięty był manią fotografowania. Zrobił w swoim życiu tysiące zdjęć. Interesowały go jednak głównie portrety. Nazywał siebie nawet "gębowzorcą" - zdradza kurator wystawy Stefan Okołowicz. 

- Każde z tych zdjęć dramaturg, znany z tworzenia zaskakujących słowotwórczych dziwolągów, opatrzył wymyślonym przez siebie tytułem. 

Jak choćby fotografia "Zastrzyk narkotyczny", przedstawiająca mistrza celującego długim metalowym prętem w ramię pewnej uroczej blondynki. 

- Twórca nazywał ją ponoć Janiną Bykowiakówną. Nie udało mi się jednak ustalić, kim dokładnie była dziewczyna i czy jej nazwisko jest prawdziwe, czy może to tylko efekt słowotwórczej zabawy pisarza- wyjaśnia Stefan Okołowicz, który wraz ze znajomą, Ewą Franczak, od ponad 30 lat zbiera zdjęcia Witkacego.

Wtedy to pasjonaci rozpoczęli żmudne poszukiwania. Okazało się, że Witkacy zgromadził w warszawskim mieszkaniu swojej żony dziesiątki albumów z wykonanymi przez siebie fotografiami. Tyle że w czasie wojny wszystkie spłonęły. Informacja ta nie zniechęciła poszukiwaczy. Okołowicz wpadł na pomysł, by odnaleźć znajomych, do których artysta wysłał pozostałe fotografie. W ten sposób zebrał ich ponad sto. Wszystkie obejrzeć można teraz w Bunkrze Sztuki. 

Nie bez powodu wystawa zatytułowana jest "Witkacy. Psychologizm" . - Witkacy nałogowo wręcz interesował się psychiką, zarówno własną jak i innych - wyjaśnia fotograf. 

- Nawet idąc ulicą musiał zarejestrować wyraz twarzy każdej napotkanej osoby. Mawiał "Jako właściciel wielkiej firmy gębowzorów, każdą z nich muszę strawiać, a potem wyrzygać, bo te polskie mordy są takie dziwne życiowo" - cytuje zwierzenia twórcy "Niemytych dusz" Okołowicz. 

Jednak na większości jego zdjęć znajdują się osoby dobrze mistrzowi znane. Przykładem może być zdjęcie, na którym maestro Witkacy pochyla się nad sztalugą, a przez ramię zaglądają mu znajomi, usilnie chcąc wypatrzyć, co takiego malarz tym razem tworzy. 

Wszystkie zdjęcia mają jednak wspólną cechę. Są idealnie skadrowane. Na dodatek Witkacy potrafił na nich uchwycić najmniejszy grymas fotografowanej postaci. Jego portrety to prawdziwy majstersztyk. Można je oglądać do 14 czerwca.



Joanna Weryńska
Polska Gazeta Krakowska
7 maja 2009