Wołanie do świata
Film ,,Zielona Granica „ Agnieszki Holland „ nie jest antypolski jak to wynikało z reklamy zrobionej w Telewizji Polskiej. Znając filmy tej autorki mogę stwierdzić, że jest to jeden z lepszych w jej karierze reżyserskiej.Mam wrażenie, że jest to opowieść przeciw tym wszystkim procedurom, które utrudniają nam życie. Spotykamy je w urzędach przy załatwianiu rozmaitych spraw gdzie napotykamy albo na człowieka i ludzkie zrozumienie albo na urzędnika, który widzi tylko procedury i jest nieugięty, bez serca, jak robot.
Bohaterami filmu są ludzie, rodziny , które dostały się na Białoruś i tam chcą przekroczyć granicę z Polską żeby jechać dalej do swoich rodzin, które urządziły się już na zachodzie Europy.
Są to osoby o różnym kolorze skóry, z zapalnych rejonów świata takich jak Syria, Afganistan.
Jedni uciekają przed reżimem w swoim kraju, wojną, a drudzy przed niedostatkiem materialnym, głodem, z nadzieją na życie w lepszym świecie.
Film jest podzielony na części. W pierwszej poznajemy rodziny, które lecą samolotem , na Białoruś. Chciałabym pokreślić, że dla mnie to były najbardziej ciekawe momenty i uważam, że reżyserka zatrudniła do swojej produkcji świetnych aktorów zagranicznych.
Bardzo podobała mi się Behi Djanati Atai, która wcieliła się w Leïlę, uciekającą Afgankę, która wspomina, że jej brat współpracował z Polakami jak byli tam na misji i bardzo ich chwalił.
Była bardzo rozczarowana nielidzkim sposobem, w jaki potraktowały ją służby graniczne. Po stronie białoruskiej zapłaciła za zwykłą wodę mnóstwo pieniędzy, a i tak została ona wylana.
Scenę można by odnaleźć w autentycznych opowieściach o holokauście, gdzie skazani na śmierć Żydzi za kilka kropli wody i okruchy chleba płacili diamentami.
Strona białoruska została szczególnie brutalnie przedstawiona. Strażnicy chamscy, znęcający się nad uchodźcami, którzy za wszelka cenę chcą ich przerzucić na stronę polską.
Leila ledwo uchodzi z życiem i jest świadkiem utonięcia chłopca w bagnie. Trafia do szpitala, ale straż graniczna wyciąga ją z łóżka i wywozi z powrotem na Białoruś.
To są momenty w filmie,które uważam za wielce przesadzone. Autorka filmu próbuje zagrać na naszych najczulszych emocjach.
Odniesienie do Holokaustu znalazłam również w scenie, w której Afganka prosi rolnika o wodę i coś do zjedzenia i on dzieli się z nią kanapkami , wskazuje stodołę jako schronienie, ale zaraz chwyta za telefon i dzwoni po straż graniczną. To nawiązanie do szmalcowników, którzy wydawali ukrywających się Żydów i to za pieniądze . Tu wzięłabym w obronę okoliczną ludność, która może być tym wszystkim skołowana, wystraszona. Za pomoc nielegalnemu uchodźcy również Polaka czeka kara. To nie jest taka kara jak nałożona przez Niemców w czasie okupacji czyli śmierć, ale również może być dotkliwa ,jak na współczesne czasy Rodziny uciekające są takie same jak nasze. Są mamy, dzieci, ojcowie i nawet dziadkowie.
Ogromnym współczuciem ich obdarzamy oglądając film. Robią wrażenie niegroźnych i miłych. Chcą tylko dotrzeć do celu i są tacy sami jak my. Potrzebują ciepła, jedzenia i godnych warunków życia.
W dalszych scenach filmu poznajemy panią psycholog Julię kreowaną przez Maję Ostaszewską.
Osiedliła się z psami po śmierci męża na pięknym odludziu tuż przy granicy. Prowadzi przez internet terapię z pacjentami. Ma problem ze swoją mamą, której ciągle musi się meldować przez telefon. Jest świadkiem kupowania alkoholu przez strażników i ich wulgarnego zachowania wobec uchodźców.
Kiedyś w wywiadzie Krystyna Janda powiedziała, że Maja Ostaszewska może zagrać wszystko. Tak, zgadzam się z tym. To znakomita aktorka i potrafi sprostać różnym wyzwaniom. Tutaj mogła być jednak sobą bez gry. Znamy światopogląd Mai i jest on zgodny z tym co myśli Julia.
Psycholożka po zetknięciu się z nieszczęściem uchodźców i aktywistami, którzy im pomagają przy granicy postanawia się też zaangażować i udostępnia im swój dom oraz samochód.
Aktywiści przedstawieni w tym filmie to specyficzne środowisko. We mnie budzą mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, że są ludzie, którzy mogą poświecić komuś czas, nakarmić, dać ubranie czy wsparcie. Z drugiej zaś strony kojarzą mi się z nowobogackimi dzieciakami, którzy chcą coś przeżyć , jakąś adrenalinę, której nie mają w normalnym życiu.
Trochę tak Agnieszka Holland podzieliła i naznaczyła środowiska. Ci dobrzy to wykształceni, zamożni intelektualiści, którzy mają jedyne słuszne poglądy na świat , a nawet politykę w kraju. Ci źli, bardziej wulgarni i prymitywni, którzy nie rozumieją tego co się dzieje dookoła. Oddani tylko zabawie mocno zakrapianej i zamknięci na cierpienia innych, bo reprezentują rząd. Tak zostali przedstawieni strażnicy graniczni.
Obraz ten przełamuje postać Jana, młodego strażnika świetnie odtwarzanego przez Tomasza Włoska. Chłopak nie czuje się z tym dobrze, co robi i widać to w jego oczach i w szeregu wątpliwości, które ma po każdej akcji przerzucania zbiegów z powrotem na stronę białoruską.
Jest świadkiem bezwzględnego traktowania kobiety w ciąży, a przecież sam lada chwila zostanie ojcem i czule opiekuję się ciężarną żoną. Jan przechodzi przemianę z kogoś, kto wykonuje bezrefleksyjnie służbę, rozkazy w kogoś, kto zaczyna myśleć samodzielnie, w kogoś kto sam ocenia co dla niego jest najważniejsze. Czy to prawo, które ma ślepo przestrzegać czy po prostu empatia i człowieczeństwo.
Jest taka scena w filmie bardzo przejmująca, kiedy po ciężkiej nocy, akcji gdzie znowu odstawiano złapanych zbiegów na stronę białoruską,nagi i przepełniony bezsilnością wobec tego co robił kładzie się koło swojej żony. To symbolizuje, że nadzy tak naprawdę jesteśmy tacy sami i tak samo bezbronni i nie liczy się kolor skóry, majątek...
Jan zostaje wystawiony na próbę i postanawia kierować się własnym sumieniem a nie bez wględnym prawem i procedurami.
Tu autorka pokazuje, że nie jest przeciw strażnikom i wcale ich nie odczłowiecza a wszystkiemu jest winny rząd polski i jego poczynania oraz zachowanie białoruskie, które za wszelką cenę chcą nam dostarczyć jak najwięcej uchodźców.
Przez usta aktywistów nie pozostawia też suchej nitki na unii europejskiej.
Film jest czarno- biały a tyle w nim szarości...To nie jest dokument tylko subiektywne spojrzenie reżyserki na ten problem z perspektywy bycia obywatelką Europy a wręcz świata.
Mam jeszcze małe zastrzeżenie do sceny w samochodzie gdzie straż graniczna patrząc na Julię , która jest brunetką i proszą aby powiedział coś po polsku i wtedy ona zaczyna recytować modlitwę ,,Ojcze nasz" a wtórują jej aktywiści. To nawiązanie do hitlerowców , którzy tak próbowali zweryfikować kto jest Żydem a kto nie . II wojna światowa to dla nas ciężki czas. Z perspektywy osób, które tego zawirowania nie przeżyły trudne do ocenienia. Taka smutna myśl mi się nasuwa, że czy to sprawiedliwe czy niesprawiedliwe i tak będziemy mieli w świecie przylepioną łatkę antysemityzmu i tak największa ilość drzewek w Yad Vashem tego nie złagodzi. Tu reżyserka bardzo często do tego motywu nawiązuje katolik i antysemita.
Tuż po premierze ,,Zielonej granicy" w programie u Kuby Wojewódzkiego Agnieszka Holland powiedziała : ,, Nie o to chodzi żeby ich wszystkich wpuszczać tylko w możliwie ludzki sposób potraktować w obliczu sytuacji w jakiej się znaleźli".
Tu się zgadzam z autorką człowiek zawsze powinien być człowiekiem. To dzieło nam o tym przypomina i uzmysławia.
Jest to dla mnie wołanie do świata, który oddał się konsumpcji i stwarzaniu sobie ułudy tylko w dobrobycie i nie chce słyszeć, zatyka uszy na wszystko co może to zburzyć.
Jesteśmy nieustannie podawani manipulacji komu pomagać i na to też następuje moda, a kogo potępiać a nawet kupić sobie na niego broń bo rzekomo nam zagraża.
Świat jest teraz bardzo skomplikowany i trudno nam ustalić co jest prawdą, a co nie...
Ten film jest subiektywny i poza wszelkimi opiniami, poglądami politycznymi, religijnymi możemy poczuć to co powinno obudzić się w każdym człowieku dobroć i empatię.
Na koniec pochwalę bydgoskie Multikino, w którym komfortowo, kameralnie ogląda się filmy , nawet o tak trudnym temacie.
Alicja Kusek
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
17 listopada 2023