Wolność - a co to znaczy?

Kolejne spektakle, kolejne doświadczenia i kolejne tematy, które zaprzątają twórców podczas tegorocznego Kontrapunktu. Wczoraj sporo było o państwie, jego roli i przemianach. Okazuje się, że kiedy my świętujemy 20-lecie wolności, gdzieś tam daleko można o niej tylko pomarzyć.

Od pewnego czasu głośno jest o bydgoskim Teatrze Polskim. Wielokrotnie nagradzany, doceniany i liczący się na polskiej scenie teatralnej - dziś wiemy już dlaczego. Drugiego dnia Kontrapunktu widzowie zostali wciągnięci w wir transformacyjnego szaleństwa i zmuszeni do zmierzenia się z mitem własnej historii. "V (F)ICD-10. Transformacje" [na zdjęciu] Pawła Łysaka to sztuka, na którą zostali zaproszeni widzowie po sesji wykładowej z Uniwersytetem Szczecińskim pod hasłem "Teatr wśród mód". Bohaterami sztuki jest siedem osób z różnym rodzajem upośledzenia (umysłowym, fizycznym, psychicznym). Opowiadają one o tym, jak żyły przez ostatnie dwadzieścia lat, co im przyniósł rok 1989 i następne lata, aż do teraz. Czy w ich życiu pojawiły się jakieś zauważalne różnice? Poprzez śmiałą ironię, dialog i dosadne metafory widzowie zostają drastycznie wciągnięci w grę na poszukiwanie własnej tożsamości. Aktorzy plączą się po scenie, zaczepiają widownię, wchodzą z nią w interakcje i cały czas dają nam do zrozumienia, że to też o nas mowa, że to może nie oni, a my bardziej należymy do domu wariatów. 

Sporo tu się mówi o historii, towarzyszy temu wystawa, która otacza publiczność, a pokazuje w dużym powiększeniu ważne wydarzenia z dziejów naszego kraju. Jest na niej Małysz, jest Korzeniowski, ale jest też Kwaśniewski i Kaczyńscy. Jest okrągły stół, ale i fotografia Leppera z Giertychem, kiedy obejmowali rządy. Aktorzy krążą wokół tych fotografii i wspominają swoje ideały. My nie wiemy czy traktować ich poważnie, czy może tylko jako zwykłych wariatów, których gadanie zdaje się nam dziwnie znajome. "V (F) ICD-10" to międzynarodowa klasyfikacja statystyczna chorób z działu psychicznych zaburzeń zachowań. Bohaterów swobodnie możemy w niej umieścić. Są nimi: niewidomy i głuchoniemy Lesiu, przeżywająca skrajne załamanie Teresa uciekająca w urojenia, Karol, do którego przemawia Matka Boska, czy Jerzy, były wysoko postawiony członek aparatu partyjnego zwalczający nowe metody działania. Na koniec wszyscy przenosimy się do dużego centrum handlowego - symbolu naszych czasów, widzowie są zakłopotani, oderwani od siedzeń i sami stają się bohaterami tej wielkiej farsy.

Z mieszanymi uczuciami cała gromada kontrapunktowiczów udała się podstawionymi autobusami ponownie do Zarządu Portów. Hasło Teatr Polonia - kusiło zebranych, tak więc sala zapełniła się w błyskawicznym tempie, i nikomu nie przeszkadzało, że połowa musi zwyczajnie usiąść na ziemi starej stołówki portowej. Jak na Małe Formy przystało "Pani z Birmy" to spektakl jednego aktora, a właściwie jego głosu, wizualizacji video i nagrań z taśmy. Znakomita Grażyna Barszczewska zabrała nas do świata birmańskiej opozycjonistki i działaczki wolnościowej Aung San Suu Kyi, która do dziś dnia (od kilkunastu lat) przebywa w areszcie domowym za walkę o wolność swojego kraju. Ten multimedialny reportaż wykorzystuje fragmenty dokumentalnych filmów i ścieżkę dźwiękową z opowieścią Pawła Smoleńskiego, dziennikarza Gazety Wyborczej. Barszczewska na taśmie wypowiada autentyczne słowa Pani z Birmy, jak nazywają Aung San Suu Kyi. Sama przez większość przedstawienia milczy, skupiając naszą uwagę na rzeczywistości życia więźniarki. Poznajemy historię wojowniczki, która poświęciła wszystko, a sytuacja jej kraju nie uległa zmianie. Jest ona postawiona w jednej linii z polską sytuacją sprzed 1989 roku, a widzowie przechodzą od przerażenia, przez współczucie, do gniewu na wszelkie niesprawiedliwości świata. Spektakl jest bardzo emocjonalny, choć utrzymany w stylistyce dokumentu. Na pierwszym planie nie widzimy jednak działaczki opozycyjnej, a kobietę, która straciła ojca, matkę, męża i która, choć miała taką możliwość, nie zrezygnowała ze swoich ideałów. "Pani z Birmy" jest niewątpliwie mocnym akcentem tegorocznego Kontrapunktu. Pokazuje nam Teatr zaangażowany społecznie, a nawet politycznie - Teatr z misją.

Na zakończenie dnia publiczność zobaczyła dobrze znane szczecińskiej publiczności "Morze otwarte" Marka Pasiecznego, które premierę miało w tym sezonie w Teatrze Współczesnym.

Dziś przed widzami kolejne wyzwania i kolejne lokalne akcenty. Kontynuowana będzie dyskusja nad "Teatrem wśród mód", a później, o 15.30, kolejna perełka - Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego z Wałbrzycha i ich nowatorski spektakl "Niech żyje wojna!!!", inspirowany serialem "Czterej pancerni i pies". Kolejną atrakcją jest Teatr Ósmego Dnia z Poznania, który już na stałe zagościł w programach szczecińskich festiwali. Tym razem kameralny dokument z fragmentami reportażu "Paranoicy i Pszczelarze", który przez krytyków określany jest mianem ważnego głosu w dyskusji o współczesnej Polsce.



Agata Pasek
www.stetinum.pl
22 kwietnia 2010
Spektakle
Pani z Birmy