Współczesność zamiast Biblii

Mariusz Treliński to światowa marka w operze. I choć z wykształcenia jest filmowcem, to z zamiłowania na dobre zakotwiczył w operze. Inscenizacje Trelińskiego prezentowane były w Nowym Jorku, Pekinie i Waszyngtonie. Reżyser znany jest z ogromnego talentu, pracowitości i szaleństw inscenizacyjnych.

Ostatnią pracą Trelińskiego na deskach Opery Narodowej jest "Salome" Richarda Straussa. Niemal tradycją stała się kontrowersyjność inscenizacji reżysera, która dzieli zarówno krytyków, jak i widzów.

I tym razem jest o co toczyć spór. Bo Treliński odcina się od Biblii na rzecz współczesności, życia i psychoanalizy swoich bohaterów. W tej inscenizacji Herod to nie tylko żądny władzy tyran i morderca. To również pedofil. Molestował seksualnie swoją małą bratanicę (czym prawdopodobnie wywołał okaleczenie jej psychiki). W dziewczynie zrodziły się mordercze instynkty. W Salome tkwi chęć pożądania i zemsty. Pragnie miłości Jochanana. Kiedy zostaje odrzucona, chce jego śmierci. Żąda jego głowy. Otrzymuje ją. Swoją chorą miłość spełnia, trzymając w rękach głowę ukochanego i całując jego martwe usta.

W takiej interpretacji daje się zauważyć filmowe spojrzenie Trelińskiego na poruszone problemy. Na operowej scenie reżyser tworzy niemal plan filmowego thrillera. Takiej interpretacji pomaga niewątpliwie inscenizacja Borisa Kudlicki. Mniej wyrobiony widz może poczuć się trochę zawiedziony, bo na wielkiej scenie widzi współczesną rodzinę. Przede wszystkim w kuchni, gdzie często otwierana jest lodówka z wiktuałami. Główny bohater Herod miota się po scenie w skąpych majtkach i rozchełstanym szlafroku. Jest też jakby trochę zagubiona matka bohaterki Herodiada. Pojawiają się panienki - Lolitki w kusych sukienkach. A przy stole siadają starzy Żydzi w lisich czapach.

Choć niektórzy recenzenci zachwycają się takimi układem scenograficznym, to moim skromnym zdaniem zakłóca on odbiór wyrobionego (operowo) widza.

Sam reżyser tak mówi o swojej inscenizacji:

- Starałem się zrozumieć Salome i zbudować postać kobiecą, która nie będzie potworem. Odciąłem się więc od kontekstu biblijnego, całkowicie skupiając się na dramacie psychologicznym młodej kobiety. Bo skomplikowana relacja trójki postaci - matki, ojczyma i pasierbicy, to bardzo zagmatwana historia rodzinna.

Spektakl Mariusza Trelińskiego budzi kontrowersje. Na pewno nie wszystkim widzom będzie się podobać toksyczność współczesnego rodzinnego życia. Osoby wierzące nie zaakceptują odarcia dramatu z jego religijności. Poza tym ta inscenizacja jest zimna (mimo że pokazuje życie). Ta interpretacja jest kompilacją pięknej, niemal doskonałej muzyki z baśniowością, ale i realiami codzienności (a ta nie musi budzić kontrowersji).

Dramat ludzki jest dekadencją charakterologiczną.

Mroczność ludzkich losów łagodzi muzyka. Jest piękna, bogata i różnorodna. Bywa czasami jakby obok fabuły i jej makabryczności. Świetni są śpiewacy. Kryształowy głos Salome (Erika Sunnegardh) niemal zniewala publiczność. Jacek Laszczkowski jako Herod pokazał nie tylko swój talent wokalny, ale i aktorski. Herodiada Veroniki Janovej jest postacią stworzoną na bazie wokalnej rzetelności. Ukryty w kulisie daje się zauważyć Jacek Strauch jako Jochanan.

Szkoda, że nie było słynnego tańca Salome.



Marzena Rutkowska
Tygodnik Ciechanowski
9 czerwca 2016
Spektakle
Salome