Wszyscy jesteśmy z natury mieszczanami z problemami

"Mieszczanie" Maksyma Gorkiego w Teatrze Polskim w reżyserii Antona Malikova to udany, ale trudny dla widza spektakl.

Trudny, bo widzimy się w nim jak w lustrze, widzimy nasze wady, nasze podłości. Wobec czegoś takiego nie możemy pozostać obojętni. Ale nie możemy też pozostać zadowoleni i wyjść z teatru w dobrym nastroju.

W spektaklu widzimy mieszczański salon z nowoczesnym wystrojem, chociaż sztuka powstała na początku XX wieku. W niczym to nie przeszkadza, bo ludzkie zachowania nigdy się nie zmieniają, czego dowodem są sztuki Szekspira. To dom pełen ludzi, którzy się nie lubią, a jeśli kochają, to miłością toksyczną. To dom pełen ludzi nieszczęśliwych. Każdy tu cierpi z jakiegoś powodu, najczęściej z braku miłości, porozumienia. Ludzie przychodzą, mówią do siebie, ale nie potrafią się porozumieć.

Sztuka Gorkiego może się wydawać dla widza nużąca, bo przez ponad trzy godziny właściwie nie ma w niej żadnej akcji. Jest przegadana, ale to "gadanie" jest istotą tej sztuki. Bo to "gadanie" pokazuje nijakość międzyludzkich relacji. Świetnie to pokazuje Elżbieta Donimirska jako Akulina. W ciągu kilku sekund potrafi zmienić się z nowobogackiej pustej żony, w żonę cierpiącą, podporządkowaną mężowi i uległą aż po matkę, która cierpi, bo nie szanują jej dzieci. Sylwia Różycka i Jakub Sokołowski to dwójka aktorów, którzy stworzyli w "Mieszczanach" role dla siebie, jak dotąd, nietypowe.

To spektakl z dobrym aktorstwem, dobrą reżyserią, który warto zobaczyć.



Małgorzata Klimczak
Głos Szczeciński
14 grudnia 2016
Spektakle
Mieszczanie