Wszyscy są martwi

"Rowerzyści" w reżyserii Anny Augustynowicz w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi to spotkanie ze świeżością oraz śmiałością inscenizacyjną, która przynosi fenomenalny efekt. Reżyserka wyczuwa puls, który nadaje współczesność, z zaskakującym nowatorstwem portretując bohaterów pozbawionych przyszłości.

XX wiek ustanowił paradygmat życiowego prosperity - po pierwsze, po drugie oraz po trzecie: należy być szczęśliwym. Jak jednak owy stan osiągnąć? Przepis wydaje się dość prosty: nie mieć zmartwień, posiadać śliczny dom, otoczony idealnie przystrzyżonym trawnikiem. Do tego można dodać masę przyjaciół i niebywały zawodowy sukces. Co jednak dzieje się, gdy ktoś posiada już wszystko, a tak naprawdę nie ma nic? Odpowiedzi należy szukać w najnowszym spektaklu Anny Augustynowicz Rowerzyści. 

Całość przedstawionych wydarzeń ma miejsce w Austrii, ale tak naprawdę akcja mogłaby być usytuowana gdziekolwiek, wszędzie i nigdzie. Przedstawiona zostaje historia sześciorga ludzi, którzy tylko z pozoru wydają się szczęśliwi. Annę (Beata Zygarlicka), pogrążoną w depresji znaną dekoratorkę wnętrz, męczy bezguście klientów, po kolei zrywa więc kolejne umowy. Jej mąż Manfred (Przemysław Kozłowski), wzięty ginekolog, najbardziej w życiu zaabsorbowany jest montowaniem w domu nowych gadżetów, swoim rowerem oraz romansami z kolejnymi pacjentkami. W takiej rodzinie dorasta nastoletnia Lina (Agnieszka Więdłocha), nie potrafiąca wykrzesać z siebie żadnych emocji. Ich najlepszy przyjaciel Albert (Arkadiusz Buszko) ciągle wdaje się w kolejne związki z zerowym zaangażowaniem uczuciowym. Na tej samej ulicy mieszka Franciszka (Joanna Matuszak), samotnie wychowująca nadwrażliwego syna Tomka (Marcin Łuczak), którego pasją jest rysowanie martwych ludzi.  

Między tak zarysowanymi postaciami odbywa się seans niemożności: jakiejkolwiek rozmowy, porozumienia, nawiązania bliższych relacji. Wszystko w ich życiu jest powierzchowne i miałkie. Bohaterowie nie czują się dobrze ani ze sobą, ani z najbliższymi, ani ze światem, który ich otacza. To obraz współczesności pełnej paradoksów: wszyscy są ładni, dobrze ubrani, bogaci, mają śliczne domy, spełnione ambicje i aspiracje, ale jednak czegoś im brakuje. Życie i normalność przestają być ze sobą w związku zgody. Zagubiły się w przesycie posiadania dóbr i życiowych osiągnięć. Kultura Zachodu przyniosła dobrobyt, który doprowadził do przesytu. Ma się wszystko, a tak naprawdę nie posiada się nic. To istny spektakl anty-uczuć.  

Język, którym się posługują, wydaje się być jedynym środkiem, za pomocą którego można się z tego świata wydostać. Ale on nie istnieje, umarł razem z całym światem, służy tylko do powtarzaniu bezsensownych sylab, które nie tworzą już ciągów logicznych. Atakuje absurdem konfiguracji słów, brakiem odpowiedzi, ironią i sarkazmem. Postaci rozmawiają ze sobą za pomocą skrótów, próbują używać monosylab we wszystkich połączeniach, ale nie przynosi to żadnego rezultatu. Wszyscy bowiem za życia są martwi.  

Spektakl, rozgrywający się na wielu planach, wymaga zarówno dystansu, jak i pełnego zaangażowania oraz odniesienia do samego siebie. Widz zostaje rzucony na głęboką wodę. Przedstawienie opuszcza bowiem granice sceny, wkracza w realność. Tu nie ma podziału na nierealny świat inscenizacji i rzeczywistość. Aktorzy często wychodzą ze swych ról, w bezpośredni sposób zwracają się do widowni, która często nie wie, w jaki sposób powinna reagować. Chłód płynący od postaci zostaje wzmocniony za pomocą scenografii o monochromatycznych barwach, stworzonej przez Waldemara Zawodzińskiego oraz dzięki kostiumom Wandy Kowalskiej.  

Anna Augustynowicz wyznacza nowe drogi dla estetyki współczesnego teatru. Zachwyca śmiałością, kreuje całkowicie nowe doznania i wkracza na nieznane ścieżki, które naprawdę warto poznać.



Monika Macur
Dziennik Teatralny Łódź
19 marca 2009
Spektakle
Rowerzyści