„Wszystko" czyli co?

Komedia autorstwa chorwackiego pisarza Miro Gravrana zawitała na Małą Salę Teatru Nowego w Łodzi w bardzo skromnej oprawie scenicznej. Zaprezentowała losy kilkunastu kobiet, przedstawiając ich życie w groteskowym, momentami przerysowanym świetle. Sztukę wyreżyserował Piotr Bikont, który odpowiada także między innymi za „Kto nie ma, nie płaci".

Ciężko precyzyjnie określić tematykę spektaklu, który stara się jakby obnażyć ludzką naturę z niepotrzebnych warstw, a jednocześnie nie pokazuje niczego świeżego ani, co najgorsze, frapującego. Przedstawione zostają między innymi: losy grupki fałszywych do bólu koleżanek z pracy, historie trójki żwawych, acz kłótliwych emerytek mieszkających w domu spokojnej starości, ciągnące się konflikty sióstr, pomiędzy którymi stanął mężczyzna czy toksyczne relacje dwójki (albo i trójki) przyjaciółek.

To ten ostatni segment, patrząc na odbiór całości, ciekawi najbardziej, ponieważ pozostawia możliwie największe pole do interpretacji i nie ciska wszystkich satyrycznie wyłożonych wniosków kawa na ławę. Dwuznaczność więzi zaborczej egocentryczki i mającej problemy z asertywnością pedagożki jest pełna niejasnej zażyłości, co niesie za sobą satysfakcjonujący finał. Niestety poza nią, przedstawienie nie powoduje emocjonalnego zaangażowania, ponieważ farsa jest tu tak oczywista, że aż kłuje w oczy. Nie ma tu miejsca na swobodę konkluzji, nie proponuje się świeżej interpretacji, ma obśmiać to, co, z oczywistych względów, obśmiewane było już mnóstwo razy.

Nie sposób nie zwrócić uwagi na strukturę przedstawienia, które jawi się widzom jako kalejdoskop rozmaitych scen z życia różnych kobiet. Jest chaotycznie, ale chaos ten zostaje w pewnym sensie ujarzmiony, na tyle, by wszystkie historie tworzyły pozbawioną ładu, a jednak zrozumiałą całość. Nadaje to sztuce ciekawej dynamiczności. Akcja płynie tu w swoim tempie, momentami nabierając stabilności, a innym razem atakując bez ceregieli podaną krzykliwą groteską, która w pewnej chwili przestaje dostarczać humorystycznych doznań.

Jednym z najważniejszych elementów spektaklu jest dźwięk, którego rola nie została spłaszczona do prostych dialogów. Mamy tu śpiew, mamy żwawą muzykę cyrkową, mamy krzyki oraz bogate onomatopeje, które, co należy podkreślić, są (poza mięsistą grą aktorską) chyba największą zaletą komedii. No i właśnie. Humor ma w przedstawieniu wymiar kabaretowy, niekiedy wręcz ordynarny, co niestety nie jest w żaden sensowny sposób uargumentowane. Wulgarne uwagi czy gesty bohaterek zdają się nie mieć celu, poza, być może, zaszokowaniem widza, który po doświadczeniu kilku nowoczesnych sztuk niczego szokującego w tym nie znajdzie.

Pomimo licznych mankamentów, na korzyść przedstawienia przemawia obsada (zwłaszcza rola Katarzyny Żuk), szczególnie ekspresywna w elementach improwizowanych, oraz innowacyjne rozwiązania sceniczne. Komedia komedią i jeśli ktoś gustuje w tego typu widowiskach, warto mimo wszystko się wybrać i przekonać, czy taka forma i treść komuś odpowiada. Mnie ta sztuka do refleksji nie skłoniła, nie wniosła niczego nowego do mojego światopoglądu.

W mojej ocenie „Wszystko o kobietach", ale i ogólnie, ludziach, mówi nam o nich relatywnie niewiele.



Aleksandra Kubczak
Dziennik Teatralny Łódź
17 lutego 2024
Portrety
Piotr Bikont