Wszystko jest na sprzedaż?

Podobno w dzisiejszym świecie wszystko jest na sprzedaż, a wśród bastionów niezależnej myśli wymienia się jedynie sztukę i filozofię.

Pogląd to dość krzywdzący i to zarówno dla innych niż wymienione dziedzin ludzkiej działalności, jak i dla niektórych rodzajów sztuki, które żywią się doraźnością i wystawianiem na licytację swych wytworów. 

Pomimo tego wśród opolskich teatromanów konsternacje wywołał fakt, że robiąc zakupy w jednym z opolskich hipermarketów przyszło im deptać po reklamie spektaklu Moniki Strzępki, która to za zadanie najwyraźniej postawiła sobie dotarcie do mas i krzewienie miłości do teatru wśród bywalców dużych sklepów, którzy też przecież na kontakt z prawdziwą sztuką zasługują. Praktyka stosowana powszechnie w dużych miastach dotarła także do naszego miasteczka, choć nie obyło się bez komentarzy. Powstaje pytanie: wypada czy nie wypada w ten sposób sprzedawać sztukę przynależącą do – jak to się zwykło powszechnie uważać – kultury wysokiej? Spektakle są reklamowane w ten sam sposób, co kinowe superprodukcje, lecz skoro muszą walczyć z nimi o widza, to czemu nie?

A jednak, pozostaje jakiś niesmak. Obytemu teatromanowi intuicja podpowiada, że spektakl Marka Fiedora, czy Anny Augustynowicz to chyba nie za bardzo pasuje do podłogi w hipermarkecie. Może za dużo u tych reżyserów uniwersalnych prawd, a za mało doraźności i karmienia się publicystyką? A może po prostu każdy szuka odbiorców na takim poziomie, na jakim umiejscawia prezentowane w spektaklu treści? Może jednak powinniśmy sprzedawać bilety do teatru koło bułek, pasztetów i zupek w proszku? 

Na te pytania każdy z nas powinien odpowiedzieć sobie sam.



Olga Ptak
Dziennik Teatralny Opole
8 listopada 2008