Wszystko jutro, czyli lalki wybawione

Pusta, czarna przestrzeń. Spod sceny wyjeżdża ogromny stół. Przy jego końcu gromadzi się pięć postaci. W filmie "Theorema" Pasoliniego, który zainspirował Mikołaja Mikołajczyka, była to rodzina.

Reżyser potraktował tę grupę ludzi umownie, jako rodzaj pewnej wspólnoty, żyjącej razem, ale właściwie obok siebie. Każdy skrywa to, co własne, osobiste, pod maską przyjętych reguł. Wyzwolenie z konwencji przyniesie każdemu pojawienie się Gościa, a po jego odejściu powrót do tych samych reguł życia we wspólnocie okaże się już niemożliwy. Wszystkich przysypie piach. 

Przedstawienie Mikołajczyka to rzecz o samotności i cierpieniu. Jego postaci są jak marionetki, lalki wybawione. Ten przymiotnik nie ma nic wspólnego z wybawieniem-zbawieniem. Oznacza zużycie. Ktoś się nimi (także oni sami sobą) już wybawił. Żyją życiem pozornym, wpisanym w schemat przestrzeni, którą dla siebie odnajdują, i schemat rytmu, w którym się poruszają. Kwintesencją tego zużycia życiem jest scena orgii, w której seks - kiedyś symbol bliskości, intymności i ciepła - stał się synonimem obcości i emocjonalnej pustki. 

Teatr Mikołajczyka to teatr obrazu, plastyki, muzyki, ruchu i światła. Jest fascynujący, silnie działa na wyobraźnię. Słowo odgrywa w nim poślednią rolę. Do tego stopnia, że istotny dla wymowy całości fragment o samotności z "Wersów testamentalnych" Pasoliniego, aktorzy mówią po włosku. 

Ostatnia scena, gdy na nagie postaci przez wiele minut sypie się złocisty piach, aż powstanie sześć kopców, przywodzących na myśl pustynię, długo pozostaje w pamięci.



Iwona Kłopocka
Nowa Trybuna Opolska
2 lutego 2010
Spektakle
Wszystko jutro