Wszystko jutro zasypane

Z propozycji dolnośląskich teatrów wybór padł na spektakl w reżyserii Mikołaja Mikołajczyka w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu pt. "Wszystko jutro, czyli lalki wybawione". Wybór okazał się chybiony.

Mikołaj Mikołajczyk zrealizował swój spektakl w sposób zupełnie pozbawiony kontaktu z widzem. Takim niezrozumiałym pomysłem reżyser skazał się na odrzucenie przez szerszą publikę. Mam nieodparte wrażenie, że artysta zatracił się w swojej wizji i zapomniał, że scena teatralna jest miejscem dialogu między twórcami a widzami. Pierwsi chcą coś opowiedzieć, rozdrażnić czy skłonić do refleksji. Drudzy pragną poczuć emocje, śmiać się oraz uronić łzę wzruszenia. Najważniejsze, aby uczestnicy takiego spotkania nie zostali wobec siebie obojętni. Tymczasem Mikołajczyk zbudował taki wysoki poziom abstrakcji, że praktycznie nie dał szansy widzom odnieść się do tego, co widzieli na scenie. "Wszystko jutro ..." jest ciągiem następujących po sobie niezrozumiałych scen. Czyni to bez chwili wytchnienia. O czym zatem jest to przedstawienie? Kiedy czytałem o nim materiały prasowe, ze zdumieniem odkryłem, że "Wszystko jutro ..." ma treść. Występuje sześć postaci, które mogą być np. rodziną. Początkowo oglądamy ich wzajemne relacje. Później pojawia się kolejna osoba. Nazwijmy ją obcym lub biegaczem. Dotychczasowa grupa ludzi nie zostaje wobec niego obojętna. Tworzą się zatem kolejne stosunki. Jak biegacz niespodziewanie się pojawił, tak samo zniknął. Tak więc dotychczasowe relacje również powinny wrócić do normy tymczasem nic nie jest takie, jak wcześniej. W przedstawieniu inspirowanym twórczością Pier Paolo Pasoliniego trudno to wszystko odnaleźć. Aktorzy podobnie jak publika są zagubieni. Przy monstrualnym stole wykonują jakieś ruchy. Przypomina to raczej choreografię pantomimiczną niż grę aktorską. W tej sytuacji trudno mówić o kreacjach aktorskich. No może jedynie to, że jedna z aktorek - Grażyna Rogowska jeszcze przed premierą złamała nogę i dzielnie występuje na wózku inwalidzkim. Czy jest zatem jeszcze coś interesującego we "Wszystkim jutro"? Tak - dwie sceny, choć bardziej nazwałbym je obrazami plastycznymi. Pierwsza to moment, kiedy na scenę spadają drobne miedziane monety. Druga jeszcze bardziej spektakularna to finał, w trakcie którego spod sufitu na scenę sypie się piasek czy ziarno, które zasypuje wszystkich sześciu nagich bohaterów spektaklu. Trwa to wiele minut. 

Tak, więc tym pięknym widokiem można nacieszyć się do woli. Oczywiście to za mało, aby "Wszystko jutro, czyli lalki wybawione" czyniło przedstawieniem godnym uwagi. Mam nadzieję, że kolejna premiera opolskiego teatru "Co zechcecie albo Wieczór trzech króli" będzie znacznie lepsza.



Piotr Bogdański
Nowe wiadomosci Wałbrzyskie
7 maja 2010
Spektakle
Wszystko jutro