Wszystko zostaje w rodzinie
W swoich utworach Isaac Bashevis Singer opisuje świat, który już na dobrą sprawę nie istnieje, ale wciąż możemy natknąć się na jego odpryski. Jednym z nich są konflikty środowisk żydowskich.Wiecznie żywa tradycja stoi na straży moralności, ale zmieniające swoje oblicze społeczeństwo omija ją - ludzka natura bowiem nie liczy się ani z postępem, ani z regułami. Zisel i Azriel zmagają się z potrójnym problemem - jak żyć jako mąż i żona, jak pogodzić to ze swoją przynależnością kulturową i religijną, jak odnaleźć się w XIX-wiecznym niegościnnym świecie wypełnionym obłudą i nietolerancją. W sensie absolutnym wszystkie namiętności są albo całkowicie głupie, albo niezmiernie mądre, gdyby posłużyć się słowami Singera ze Sztukmistrza z Lublina. Jednak widza nie interesuje osądzanie, czy to, co robią Zisel i Azriel jest dobre. Znaleźli się, a raczej - stworzyli sobie taką sytuację, w której trudno jest znaleźć obiektywny punkt odniesienia dla słusznej oceny. Każdy członek obu rodzin został skażony ich występkiem, a sami winowajcy także nie żyją wolni od lęku. Skoro więc nie możemy uczciwie żadnej ze stron potępić ani pochwalić, musimy przenieść swoje refleksje na inny grunt.
O historiach miłosnych można mówić z wielu punktów widzenia. Tym razem zgrabnie przeplatające się wątki ukazywały głównie jej tragiczny wymiar, tym bardziej przejmujący, bo skontrastowany z komizmem postaci i sytuacji. Warto wspomnieć o cennej umiejętności aktorów - ogrywania małych i przypadkowych przeszkód. Byli zmuszeni zrobić to kilkakrotnie, ale zawsze z wdziękiem i humorem, budząc w widzach życzliwe chichoty. Swoboda, z jaką prezentowali się na scenie, brak patosu, jaki charakteryzuje często "spektakle z epoki" i najwyższy poziom skupienia emocjonalnego z pewnością plasują izraelski dyplom na wysokim miejscu w zestawieniu festiwalowych spektakli.
Szczególną gratkę dla widzów stanowiła zaprezentowana mozaika żydowskich zwyczajów. Powiew wcale nie tak obcej, ale niezmiernie ciekawej kultury zawsze przyciąga uwagę. W Miłości niewieściej niejednokrotnie demaskowano niepraktyczność, wręcz absurdalność niektórych rytuałów, co wszakże nie odbierało im ich wyjątkowego charakteru. Na pochwałę zasługują zdolności muzyczne studentów, znajdujące ujście w intonowanych modlitwach, pieśniach weselnych i okolicznościowych przyśpiewkach - te traktowano bardzo serio, by wybrzmiały dostojnie, lecz nie parodystycznie. Natomiast gdyby wykreślić z przedstawienia tego typu ozdobniki, nawet gdyby odrzeć je z tej konkretnej kultury i przenieść w inne czasy, bohaterowie ze swoimi namiętnościami i marzeniami pozostaliby prawdziwi. Byli bowiem ludźmi z krwi i kości - mieli tuzin wad, urok osobisty i nie żyli w zgodzie, lecz też nie byli zupełnie nieszczęśliwi. W każdej z postaci ścierały się przeciwieństwa. Ta prosta historia nie byłaby jednak tak ujmująca i romantyczna w najlepszym tego słowa znaczeniu, gdyby nie świetna obsada. Ponieważ zaś uczestniczymy w festiwalu, którego celem jest pokazanie umiejętności studentów, a nie technicznego, scenografa czy choreografa - Studio Sztuk Performatywnych stanęło na wysokości zadania.
Agata M. Skrzypek
Teatrakcje
3 lipca 2013