Wycinanie Brzozy
Pech Teatru Nowego w Łodzi polega na tym, że obecny I Sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Jerzy Kropiwnicki lubi teatr. Co gorsza - uważa, że się na nim zna. Ceni teatr prosty, respektujący wartości i szanujący gusta masowej widowni. Co prawda musiał zgodzić się na zatrudnienie jako dyrektora artystycznego bezpartyjnego reżysera, ale to nie znaczy, że pogodził się z jego niesłusznymi poglądami na sztukę. Na szczęście partia ma jeszcze coś do powiedzeniaPartia ma w teatrze przede wszystkim Dyrektora Naczelnego, ignoranta w kwestiach merytorycznych, za to lojalnego realizatora linii KW. Cóż prostszego niż wyrzucenie najbliższego współpracownika niesłusznego dyrektora, a w jego miejsce mianowanie Wypróbowanej Towarzyszki frontu walki o kulturę, która pryncypialnie skrytykuje działalność nowego zwierzchnika: taki teatrzyk to wy sobie możecie, Brzoza, robić za własne pieniądze; masy pracujące Łodzi i Pabianic potrzebują innej sztuki. I partia im ją da.
Gdy zaś w wyniku tej akcji zrobi się szum, I Sekretarz zarządzi w teatrze referendum: jesteś za Bezpartyjnym Artystycznie czy przeciw niemu. Ponieważ zespól artystyczny zbojkotuje referendum, wynik będzie najzupełniej słuszny: większość urzędników i technicznych opowie się przeciw. Wtedy przemówi I Sekretarz: zdrowe siły narodu dały odpór paniczykowi z Warszawy.
Najgorsza w tym wszystkim jest bezradność. Nawet nie chamskie rozwalenie ciekawie rozwijającej się sceny. To się zdarza - u nas i w świecie - że niezależny artysta konfliktuje się z władzą finansującą jego działalność. Ci, którzy w tej sprawie zabrali głos - ludzie sztuki, także opozycyjni politycy - jednomyślnie uznali działanie prezydenta Kropiwnickiego za skandal, jednocześnie doceniając dotychczasową pracę Brzozy. Łódzki kacyk zignorował ich opinię. Czy zapłaci za to jakąś cenę? Zależy od tego, z jaką siłą dotrze do ludzi to, że przyzwoity niegdyś antykomunista z pełną bezczelnością wykonał akcję metodami kliszków, łukaszewiczów i reszty hołoty od kultury. A my mogliśmy się temu jedynie bezsilnie przyglądać. Jak wtedy.
Jacek Sieradzki
Przekrój
28 sierpnia 2009