Wydarzenie w Ateneum

Od tygodnia Teatr Ateneum przeżywa prawdziwe oblężenie. Na afiszu pojawiła się "Merylin Mongoł".

Bogusław Linda swój reżyserski powrót do teatru ogłosił we wszystkich mediach. To dobrze, bo za jego sprawą ci, którzy do teatru chodzą rzadko, teraz zapragnęli biletu na sztukę kultowego rosyjskiego dramatopisarza Nikołaja Kolady. Co prawda z rozmów w kuluarach wynika, że bardziej niż sława dramatopisarza przyciągnęła ich magia nazwisk występujących tu aktorów: Marcina Dorocińskiego i Agaty Kuleszy. Mogą się jednak rozczarować: doskonały w rolach wulgarnych abnegatów Dorociński na scenie jest zaledwie kilkanaście minut. Rewelacyjna Kulesza, grającą małomiasteczkową alkoholiczkę z brakiem nadziei na przyszłość, pojawia się tylko trochę częściej. Główne role w tej sztuce o biednej, poszukującej lepszego życia rosyjskiej prowincji (którą tak łatwo przełożyć na polskie warunki) grają Olga Sarzyńska i Dariusz Wnuk. Choć to nie dla nich do teatru ruszyły tłumy, zasługują na największe oklaski. Sarzyńska gra tytułową Merylin - lokalną piękność, uważaną za umysłowo chorą i poniżaną przez siostrę. 28-letnia dziewczyna nie pracuje, nie czyta książek, nie ogląda telewizji (poza "Niewolnicą Isaurą" u sąsiadki) i czeka na koniec świata. Wtedy pojawia się u niej lokator Aleks (Wnuk) - nieśmiały, inteligentny pisarz, który przyjechał do pracy w miejscowym kombinacie.

To on - choć publiczność wiele razy się śmieje - napędza tę smutną historię o braku nadziei. "Merylin Mongoł" trafia na polski afisz w roku kryzysu, przepowiedni o apokalipsie, myślenia młodych o ucieczce. Tak jak politycy czy duchowni, nie daje przepisu na lepsze jutro. Boleśnie pokazuje podłą codzienność i bezsilność. Tylko żeby to wszystko zobaczyć, trzeba na chwilę zapomnieć o wielkich nazwiskach.



Edyta Błaszczak
Metro
28 kwietnia 2012
Spektakle
Merylin Mongoł