Wyrzuciliśmy kozetkę

O tym, kto ma bardziej męski umysł, czy seks w dzisiejszych czasach bulwersuje czytelników i kto czasami dosłownie cytuje Philipa Rotha mówią twórcy, którzy wspólnie reżyserują spektakl "Kompleks Portnoya" w Teatrze Konsekwentnym. Premiera w sobotę. Z Aleksandrą Popławską i Adamem Sajnukiem rozmawia Agnieszka Rataj.

Jak wam się przenosi na scenę jedną z najbardziej skandalizujących książek XX wieku?

Adam Sajnuk: Etykietka skandalu przykleiła się do „Kompleksu Portnoya” tak mocno, że wszyscy nas o to pytają. Oczywiście, nie da się uniknąć tematu seksu, na którym opiera się tytułowy kompleks, chyba najmocniej bulwersującego czytelników. Ale czy naprawdę w dzisiejszych czasach ta książka jest jeszcze skandaliczna? Nie sądzę.

Aleksandra Popławska: Staramy się zresztą unikać epatowania seksem. Chcemy bardziej skupić się na relacjach rodziny Portnoya. Dominującą postacią w jego życiu jest matka, która naznacza również jego życie seksualne. Do tego dochodzą rozmaite nakazy i zakazy dotyczące rodziny żydowskiej. Portnoy próbuje buntować się przeciw nim, ale jednocześnie nie umie radykalnie z nimi zerwać. Tradycja tkwi w nim zbyt głęboko. Chcemy przyjrzeć się z boku, w jakim świecie się wychował, skąd się wzięła jego nadpobudliwość i nieumiejętność bycia w związkach z kobietami, które traktuje wyłącznie przedmiotowo. Kiedy pojawia się przed nim szansa prawdziwej miłości, znów ucieka do mamy.

Portnoy korzystając z modnej w latach 60. psychoanalizy freudowskiej, szuka źródła swoich problemów w dzieciństwie. System Feuda dzisiaj jednak mocno się zdezaktualizował.

A.S.: Nasz Portnoy nie leży na kozetce. Typowo psychoanalityczne teksty powycinałem już na poziomie adaptacji. Teorie Rotha przekładamy na sytuacje rodzinne, pokazujemy życie. Niech nasi widzowie sami przemyślą to, co im pokazujemy, nie stawiając żadnych gotowych tez. Nasz patent polega na tym, że najważniejsze są wspomnienia, które się dobijają do Portnoya, wręcz go bombardują. Gram Portnoya, będąc w jego wieku, i nagle odczuwam, że to dziwny czas w życiu człowieka. Faktycznie wraca się do wspomnień z dzieciństwa. Wcześniej nie miałem takich potrzeb, aż tu nagle zacząłem przeprowadzać jakieś wywiady rodzinne. Generalnie mam wrażenie, że to bardzo męska książka, zaglądająca do wnętrza umysłu faceta.

To dlaczego Ola chciała reżyserować z tobą tak męski tekst?

A.S.: Bo ma męski umysł (śmiech).

A.P.: Czytałam tę książkę w liceum, bardzo ją lubię i dobrze pamiętam. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać o niej z Adamem, postanowiliśmy popracować jeszcze na innej zasadzie niż w „Kochankach z sąsiedztwa” i w „Zbombardowanych”. „Kompleks Portnoya” jest dla mnie ciekawy również z kobiecego punktu widzenia. Wokół niego jest przecież mnóstwo kobiet, z których każda ma swoją historię. A poza tym reżyserowanie jest dla mnie nowym, ciekawym doświadczeniem, patrzę na sytuacje i je analizuję, bawię się szczegółami.

A.S.: Dlatego twierdzę, że masz męski umysł. Kobiety zazwyczaj patrzą i ogarniają całość.

Portnoya kształtuje też tradycja żydowska. Jak pokazujecie ją w waszym przedstawieniu?

A.S.: Na początku pracy chcieliśmy całkiem wykreślić ten wątek. Potem okazało się, że za dużo tracimy. Zachowujemy więc tę rodzajowość, która zresztą bardzo przypomina filmy Woody’ego Allena. Dla Allena Roth jest zresztą mistrzem, którego w swoich filmach chwilami niemal dosłownie cytuje, np. w „Przejrzeć Harry’ego”.

Chcielibyście, żeby Philip Roth zobaczył wasz spektakl?

A.S.: Z tego, co wiem, on jest bardzo dziwnym, wycofanym człowiekiem. Żyje w odosobnieniu, nie udziela wywiadów i marzeniem każdego dziennikarza zajmującego się literaturą jest przeprowadzić z nim rozmowę. Ale gdyby się zgodził, oczywiście, że chciałbym mu to pokazać. Mam wrażenie, że staraliśmy się być mu wierni. Idziemy za jego myślą, za specyficznym rytmem jego prozy, więc wydaje mi się, że powinien być zadowolony z tego przedstawienia.



Agnieszka Rataj
Zycie Warszawy
9 kwietnia 2010
Spektakle
Kompleks Portnoya