Z dwojga złego lepiej się żenić

Scena Polska Teatru Cieszyńskiego wystawiła ostatnią premierę przed wakacjami. Tym razem zespół sięgnął po dramat pisarza i publicysty okresu pozytywizmu Michała Bałuckiego. Powstało przedstawienie dowcipne, dynamiczne, zagrane z komediowym zacięciem, choć to nie oznacza, że „Klub kawalerów" w reżyserii Adama Sroki jest spektaklem bez mankamentów.

Polski zespół wziął na warsztat kolejną sztukę Michała Bałuckiego. W 2015 roku Scena Polska wystawiła „Grube ryby", których reżyserii również podjął się Adam Sroka, pochodzący z Krakowa reżyser o bogatym dorobku artystycznym. Dominującą pozycję w twórczości reżyserskiej Sroki zajmuje klasyka literatury polskiej i światowej. Reżyser równie chętnie sięga po współczesną literaturę, a w jej kontekście m.in. najnowszą polską dramaturgię. Do klasyki reżyser podchodzi raczej ostrożnie i z przynależnym jej szacunkiem, nie stara się szokować widza na siłę, nie wynaturza dzieła dramatycznego. Adam Sroka w ostatnim wywiadzie, przeprowadzonym na łamy bloga internetowego Teatru Cieszyńskiego „Teatr to my", powiedział: „Chylę czoła przed Bałuckim, bo uważam go za wybitnego dramaturga w swoim gatunku. Wydaje nam się, że jego sztuki są łatwe, ale w ogóle tak nie jest. Niedawno byłem na pewnym przedstawieniu, które łączyło kilka sztuk Bałuckiego. W pierwszym akcie, który trwał dwie godziny, widzowie zaśmiali się tylko raz i to była klęska. Publiczność musi bawić się, a nie oglądać komedię na smutno lub tragedię zrobioną z komedii. Chciałbym więc, żeby poszli razem z nami w tę komediową przygodę".

W „Klubie kawalerów" grono zróżnicowanych mężczyzn zasilających tytułowy klub zderza się z grupą kobiet, które celowo lub przez przypadek sprawiają, iż panowie przestają być wrogami małżeństwa. Jak ostatecznie do tego dochodzi, należy przekonać się na własnej skórze, udając się do teatru. Warto jednak podkreślić, że Michał Bałucki słynie z piętrzenia komediowych intryg, a każda z jego komedii iskrzy się od wyrazistych postaci, które są nieodparcie zabawne.

„Klub kawalerów" Adama Sroki utrzymuje komediową dynamikę. Reżyser umiejętnie i świadomie to spowalnia akcję, to znów przyspiesza – raz zanurzamy się w melancholijnej atmosferze (ale zawsze z pewnym przymrużeniem oka), to znów dajemy się uwieść kawalkadzie komediowych gagów. Stworzone przez Bałuckiego komediowe postaci Sroka wyposażył w szereg charakterystycznych, humorystycznych zachowań scenicznych (specyficzny akcent w mowie, nietypowy sposób poruszania się lub mimika).

Aktorzy w większości ze swobodą weszli w ten komediowy żywioł, tworząc korowód charakterystycznych typów, które na długo zapadają w pamięć. W tym kontekście na wyróżnienie zasługują Dariusz Waraksa jako przezabawny Nieśmiałowski, Anna Paprzyca w roli swatki Dziudziulińskiej, a także Patrycja Sikora świetnie odnajdująca się w wymyślonej przez Bałuckiego roli Maryni, małej femme fatale. Do łez bawiła również gra nowego nabytku aktorskiego Sceny Polskiej, Rafała Walentowicza jako Piorunowicza. Niestety, gorzej wypadła Małgorzata Pikus, na której spoczywał ciężar stworzenia ważnej kobiecej roli Jadwigi Ochotnickiej – osi męskich zabiegów oraz intryg tytułowych kawalerów. Szczególnie w pierwszej części przedstawienia aktorka grała bez przekonania, przez co jej Ochotnicka była nieco płaska i pozbawiona wyrazu. Dopiero w drugiej części przedstawienia aktorka nadała swojej postaci więcej komediowego żywiołu.

Na uwagę zasługują również dopracowane epokowe kostiumy zaprojektowane przez jedną z czołowych polskich scenografek Annę Sekułę, która od lat jest związana z krakowskimi scenami teatralnymi, a współpracowała m.in. z Włodzimierzem Nurkowskim, Kazimierzem Dejmkiem, Mikołajem Grabowskim, Katarzyną Deszcz czy Iwoną Kempą. Niestety jednak, o ile świetnie dookreślające postaci kostiumy cieszą oko, to o scenografii „Klubu kawalerów" wykonanej przez Adama Srokę nie można już tego powiedzieć. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy wnętrze salonu z przełomu wieków (pierwsza część przedstawienia) czy bliżej niedookreślona przestrzeń krynickiego kurortu (druga część) były jeszcze umowne czy już prowizoryczne na skutek niedopracowania. Szkoda, że poza paroma świetnymi rekwizytami przestrzeń sceniczna była martwa i nijaka – w żaden sposób nienawiązująca do charakteru sztuki „Bałuckiego". Właściwie wśród chaotycznie lub rzędem poustawianych białych leżaków mógłby rozegrać się też dramat z „Trzech sióstr" lub „Pani z morza".

Reasumując, „Klub kawalerów" to dopracowane przedstawienie, szczególnie pod względem reżyserii oraz aktorstwa. Adam Sroka ma dobry wpływ na aktorów Sceny Polskiej i potrafi wykrzesać z nich komediowy potencjał. Dobrze się stało, i popieram pod tym względem reżysera, że inscenizacja nie próbowała na siłę uwspółcześnić sztuki Michała Bałuckiego. Jest to przedstawienie, dzięki któremu możemy usłyszeć, jak mówili i zwracali się do siebie ludzie sto lat temu, jakie mieli podejście do miłosnych zalotów oraz jak postrzegali małżeństwo. Zdecydowanie ma to swój urok.



Małgorzata Bryl-Sikorska
Blog Teatr to my
29 czerwca 2017
Spektakle
Klub kawalerów
Portrety
Anna Sroka