Za dużo słów, za mało gestów

Nowy spektakl Ewy Wycichowskiej. Widowisko Polskiego Teatru Tańca ma pozory intelektualnej głębi i na szczęście również chwile radosnej zabawy. Dzięki nim "Carpe diem" sprawia widzom przyjemność

Ewa Wycichowska to choreografka z ambicjami. Już ponad 20 lat temu prosty rock Grzegorza Ciechowskiego skojarzyła z wyrafinowaną intelektualnie prozą Samuela Becketta. I od tego czasu konsekwentnie tańcem próbuje rozwiązywać egzystencjalne zagadki oraz analizować mechanizmy świata. Ale po niemal każdej z takich prób przekonuję się, że taniec nie jest sztuką intelektu, ale emocji, bliżej mu do poezji niż do filozofii. 

Nowy spektakl Polskiego Teatru Tańca próbuje łączyć oba te światy. Jest poetycką afirmacją życia, przełożeniem naciąg scenicznych obrazów cytatu z ody Horacego - "Carpe diem". Po raz kolejny jednak Ewa Wycichowska obudowuje taniec intelektualną otoczką. Dodaje metafizyczne "Dwanaście kręgów" Andruchowycza oraz dużo innych słów stwarzających pozory, że "Carpe diem" jest dogłębną próbą opisu ludzkiego życia. W tych jednak momentach spektakl traci tempo, a jego pomysł konstrukcyjny wyraźnie się rwie. A ja zaczynam podejrzewać, że współczesny teatr tańca chętnie sięga do słowa, śpiewu, plastyki czy projekcji wideo , by po prostu ukryć słabości i niedostatki podstawowego języka. 

Ambicje choreografów są dzisiaj większe niż ich możliwości i stwierdzenie to dotyczy nie tylko Wycichowskiej. W "Carpe diem" nie warto zatem zwracać uwagi na banalny ruch towarzyszący sekwencjom mówionym. Zapamiętajmy za to kilka ładnych poetyckich scen, od tej początkowej symbolizującej narodziny człowieka aż do końcowej apoteozy życia. Dla takich obrazów warto tworzyć teatr tańca, sztukę prawdziwie zespołową.



Jacek Marczyński
Rzeczpospolita
8 czerwca 2007
Spektakle
Carpe diem