Za kurtyną snu

Teatralna kariera Maćka Prusaka od początku ściśle wiązała się z tańcem i choreografią. Świadczy o tym jego współpraca z Henrykiem Tomaszewskim, a później ścisłe związanie się z Janem Klatą. Ruch sceniczny w "Rewizorze", "H.", "Sprawie Dantona" czy "Trylogii" to jego robota. Prusak pomagał także Arturowi Tyszkiewiczowi (m.in. warszawski "Nosorożec", "Mistrz i Małgorzata" w Lublinie). Stale obecny, choć nie zawsze widoczny choreograf miał znaczący wkład w dokonania polskiego teatru współczesnego.

"Noc bez księżyca", zrealizowana we Wrocławskim Teatrze Lalek, jest jego samodzielną reżyserską pracą. Punkt wyjścia stanowiła książka Shiry Geffen i Etgara Kereta pod tym samym tytułem. Opowiada ona o małej Zohar, która usypia w swoim pokoju. Z ciekawością wypatruje księżyca, ten niestety znika Dziewczynka wyrusza na poszukiwania. Na swojej drodze spotyka wiele par oczu i pyszczków, ludzi i zwierząt, wypytuje o świetlistego zbiega m.in. przypadkowo spotkanego policjanta. Książeczka powstała podobno dzięki inspiracji dzieckiem autorów - Lwem.

Prusak nie "opowiada" nam jednak bajki. On ją pokazuje - wrocławskie widowisko jest właściwie pozbawione słów. Akcja zostaje umieszczona w pokoju głównej bohaterki (Agata Kucińska). Pośrodku niego znajduje się kilka ułożonych na sobie materacy - łóżeczko Zohar. Dookoła leżą zabawki małej dziewczyny, w które wcielają się aktorzy ubrani w kolorowe kostiumy. Z tyłu widnieje szerokie okno, którego szyba poprzedzielana jest kraciastymi ramami. Nad sceną widnieje okrągły snop światła symbolizujący księżyc, który jeszcze nie zdążył się schować. Ciekawe jest igranie ze skalą i proporcjami, które przypomina pracę operatorską w filmowym "Pokoju" w reżyserii Lenny'ego Abrahamsona. Z perspektywy dziecka wszystko wydaje się ogromne, dlatego pokój zdaje się wręcz przytłaczać postać protagonistki.

Przedstawienie otwiera próba uśpienia dziecka przez jego tatę, by potem przejść w efektowną sekwencję choreograficzną ze sławnego "Thrillera" Michaela Jacksona. Ale oprócz tanecznych popisów pojawiają się także proste komiczne scenki, jak wtedy gdy Zohar ciągle zapala światło, by za chwilę udawać słodkie chrapanie. Kiedy w końcu znika księżyc, postać Kucińskiej wymyka się z domu, by odnaleźć świetlistego towarzysza. Nieprzypadkowo to ona bierze na siebie takie zadanie, w końcu jej imię oznacza "blask". A skąd Jackson? Prusak zdaje się puszczać oko do widzów, przecież słynny piosenkarz miał swój popisowy numer zwany "moonwalkiem". W nocy wszystko zdaje się także ożywać, niczym teledyskowi kompani pop-gwiazdy.

Na swojej drodze Zohar spotyka olbrzymiego kota, odwzorowanego przez wielką maskotkę; kiedy wpływa do jeziora, otaczają ją rybie głowy i aktorzy odziani w czarne pelerynki dające efekt smukłości. Rozmawia z poruszającym się na szczudłach policjantem; razem z Meksykanami tańczy i śpiewa; ucieka przed złodziejami w kominiarkach; w lesie spotyka zwierzęta, grający noszą wtedy różnokolorowe futra. Co ciekawe, postacie rozmawiają za pomocą jakiegoś nowego języka, przypominającego onomatopeje. Wrocławskie przedstawienie zaskakuje swoją plastyką pozbawioną efekciarstwa czy chaosu. Projekcje multimedialne Mirka Kaczmarka podkreślają tajemniczość świata: na scenę pada cień wysokich drzew, zapada zmrok w pustym lesie, na ciałach aktorów odbijają się niebieskie kolory, niczym fale na jeziorze. "Noc bez księżyca" jest przedstawieniem po prostu pięknym.

W końcu Zohar przyprowadza dzieci, które jak ona z tęsknotą patrzą w zaciemnione niebo. Zaginiony w końcu się odnajduje - i jako żywo przypomina Jacksona, co daje pretekst do stworzenia efektownego finału. Wrocławscy twórcy stworzyli przedstawienie dające dzieciom szeroką możliwość interpretowania scenicznych znaków i grania wyobraźnią. No niech będzie - nie tylko im!



Szymon Spichalski
Teatr dla Was
21 kwietnia 2016
Spektakle
Noc bez księżyca