Zabawny chaos z domieszką przesłania

Teatr Korez po raz kolejny przedstawił spektakl "Kwartet dla 4 aktorów". Jest grany od 1992 roku, a wciąż cieszy się ogromną popularnością. Dlaczego? W czym tkwi magia tego spektaklu? Tak naprawdę nie da się tego opisać za pomocą słów- to trzeba zobaczyć!

Jak określić ten spektakl? Zabawny, śmieszny, komiczny, z nutką sentymentu do dawnych czasów, a może poważny mówiący o tym, czym jest sztuka, artysta. Dla mnie na usta cisną się słowa: naturalność w zabawnym chaosie. Uśmiech nie schodzi z ust widzów. Oni uczestniczą w spektaklu np. poprzez użyczenie rekwizytów. Jakich? Co może mieć potencjalna osoba, która przychodzi do teatru? Oczywiście- każdy musi mieć buty. Aktorzy podchodzą do widowni, zabierają po jednym bucie od kilku widzów siedzących wygodnie w fotelach. Przy okazji prowadzą z nimi rozmowy. Jeden z aktorów bierze do rąk zebrane rekwizyty i rzuca nimi o ścianę. Na sali śmiech. Ci, którzy użyczyli butów odzyskają je dopiero po spektaklu. Czego jeszcze potrzebuje czwórka aktorów do przedstawienia? Każdy mężczyzna wie, że kobieta nie wyruszy z domu bez torebki. Znalezienie tego typu rekwizytu nie było więc problemem. Wybrano dużą, pomarańczową torebkę. Jej zawartość wysypano. Wszyscy mogli zobaczyć, co znajduje się wewnątrz. Jeden z aktorów znalazł okulary przeciwsłoneczne i oczywiście musiał je przymierzyć. W każdej damskiej torebce niezbędnikiem są kosmetyk. Czterech mężczyzn doszukało się więc pudru w kremie. Oczywiście- myśleli, że to zwykły krem. Posmarowali się nim. Widownia bawiła się przy tym znakomicie. Wpływ na to mieli przede wszystkim aktorzy- Bogdan Kalus, Mirosław Neinert, Dariusz Stach i Dariusz Niebudek. To ich znakomita gra, perfekcjonizm w chaosie i zaangażowanie dały tak wspaniały efekt. To żywy spektakl. 

Jak jeszcze zaangażować publiczność? Przecież większość ludzi lubi rozwiązywać krzyżówki. Pytania do widzów: jak nazywa się stolica państwa na 6...66 liter. Albo legendarny przywódca piratów? Tu aktor radzi sobie sam- „To przecież Janosik”. Sala wybucha śmiechem. I tak przez cały spektakl. 

A muzyka? Czy jest obecna w tym spektaklu? Przecież to sztuka o artystach-śpiewakach, których podglądamy w czasie próby. Muzyka... Cóż powiedzieć...- trzeba usłyszeć! Muzyka jest. I to fakt. A gdzie? Usłyszymy ją w szeleszczącej reklamówce, brzęku kluczy i gulgocie wody w ustach. To też odgłos uderzającej w stół pięści, stuk butów zabranych widzom, szmer przesuwanego krzesła. Wszystko doskonale zgrane. Poruszając temat muzyki koniecznie trzeba pamiętać o śpiewie. Przecież to próba śpiewu! Fakt- niecodzienna, zaskakująca i śmieszna. Zdaje się, że muzykę można znaleźć we wszystkim. W życiu naszym, codziennym również możemy ją dostrzec-i to niekoniecznie tam, gdzie się jej spodziewamy. 

Każdy ze śpiewaków ma inny pomysł na zaśpiewanie pieśni: „ Kiedy byłem bardzo mały obie ręce mi śmierdziały, lecz skończyła się ma męka, śmierdzi jedna ręka.” W wyniku tego próba jest kilkakrotnie przerywana. Dyrektor pragnie, by wykonano tą pieśń klasycznie. Inny artysta dołącza do tego taniec i folklor- góral. Jeszcze inny chce, ten fragment wyrecytować, a w tle jego koledzy mają nucić pieśń patriotyczną- faszysta. Czwarty nie mówi nic- to człowiek, który nie chce się narażać panu dyrektorowi. Każdy ma własną wizję zaśpiewania tej pieśni. Każdy jest w nią całkowicie zaangażowany i uważa, że jego wersja jest najlepsza. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że właśnie tak powstaje sztuka. To my ją tworzymy- to ona jest w nas. 

I to podsumowanie: „Najważniejsza jest intencja”. Cóż to znaczy? W tym zabawnym spektaklu przemycono wielką treść, przesłanie. Liczy się to, co nosimy w sobie, to dlaczego coś robimy, czegoś się podejmujemy, jaką mamy intencje. Rezultat może odbiegać od naszych pierwotnych wyobrażeń, ale to nie jest istotne. Ważne jest to, co mamy w sobie, jaki mamy zamiar, nastawienie. Efekt bywa niezależny od nas...



Magdalena Loska
Dziennik Teatralny Katowice
18 czerwca 2009