Zabawy w Boga

Nazwisko reżyserki Bożeny Suchockiej, które pojawiło się obok najnowszego tytułu wprowadzonego do repertuaru Teatru Narodowego, nie było dotąd głośnie. Artystka, która w latach dziewięćdziesiątych realizowała przedstawienia w stołecznych teatrach Dramatycznym, Ateneum i Rozmaitości, ostatnio milczała, poświęcając się działalności pedagogicznej w warszawskiej AT

Absolwentka wydziałów aktorskiego i reżyserii w ciągu ostatniej dekady wystawiła poza uczelnią zaledwie dwa spektakle. Nic dziwnego zatem, że na przedstawienie „Kreacja” nawet nieźle obeznanego widza przyciągać będzie przede wszystkim obsada, z Jerzym Radziwiłowiczem na czele. Niewykluczone jednak, że dzięki temu spektaklowi nazwisko reżyserki stanie się zasłużenie rozpoznawalne.

Suchocka rozpoczyna najnowszy sezon w Narodowym biorąc na warsztat jeden z dramatów Ireneusza Iredyńskiego, czołowego prowokatora i skandalisty poprzedniej epoki. Główny bohater napisanej w 1984 roku „Kreacji” to zabiedzony, upodlony przez alkoholowy nałóg prowincjonalny malarz samouk. Żyje z dnia na dzień, z przysługującej mu ze względu na zaburzenia psychiczne renty. Dla zabicia czasu kopiuje z podziwu godną wiernością i precyzją płótna starych mistrzów. Poznajemy go, gdy w mieszkaniu, które dzieli ze swoją partnerką Gosią bez zapowiedzi zjawia się Pan, obrotny menedżer sztuki. Ambicją tego energicznego człowieka jest nie tylko promocja i sprzedaż obrazów malarza. Pragnie napisać malarzowi nową biografię, stworzyć go na nowo jako artystę i człowieka. Zabiera mu imię, nadając pseudonim Nikt, narzuca lektury i tematykę prac. Między manipulatorem i jego podopiecznym rozpoczyna się wielomiesięczna szarpanina, której rezultat nie jest bynajmniej prosty do przewidzenia…

Tekst Iredyńskiego w rękach Suchockiej nie uległ wielkim przeobrażeniom. Zachowana została konstrukcja dramatu, logika akcji. Większość zmian sprowadza się do uaktualnienia tekstu, wycięcia lub zmiany fragmentów osadzających sztukę w realiach PRLu. W sporym stopniu ograniczony został wątek romansu Gosi z Panem; widać autorka postanowiła na wyeksponowanie relacji Nikt – Gosia i Nikt – menedżer. Jedyna rewolucja dokonana przed Suchocką to zamiana przynależności pokoleniowej bohaterów; w dramacie malarz to trzydziesto-, a kurator pięćdziesięciolatek. Suchocka te proporcje odwróciła – w roli artysty obsadziła dojrzałego Jerzego Radziwiłowicza, zaś w Pana wcielił się dwudziestosiedmioletni Marcin Hycnar. Może dzięki temu zabiegowi reżyserka pragnęła wprowadzić temat różnic pokoleniowych w podejściu do sztuki, przeciwstawić idealizm starszych praktycznemu podejściu młodych, wychowanych w kapitalizmie, traktujących dzieło jak każdy inny towar podlegający prawom rynku? Pan ze spektaklu to zresztą osobnik dużo bardziej bezpardonowy niż ten u Iredyńskiego – do drzwi nie puka, na „ty” z kilka dekad starszym człowiekiem przechodzi bez pytania, jest ucieleśnieniem braku szacunku i nonszalancji.

W Narodowym „Kreację” zrealizowano na kameralnej scenie Studio. Stworzone na niej przez Jana Kozikowskiego mieszkanie malarza, przerobione z warsztatu, wieje chłodem. Surowość, nieprzytulność tego wnętrza wzmaga tylko niepokój, z którym widz obserwuje rozgrywającą się na jego oczach historię o manipulacji, kłamstwie i krzywdzie. W miarę upływu czasu niezdrowe relacje w tym międzyludzkim trójkącie tworzą węzeł, z którego żaden z bohaterów nie może wyplątać się bez szwanku. Złożoności tej patologicznej sytuacji zdaje się nie rozumieć tylko jedna postać – naiwna, nieskomplikowana Gosia, której banalne materialistyczne ciągoty nabierające siły ze sceny na scenę w bardziej komediowym entourage’u budziłyby szczery śmiech. Tu momentami budzą grozę. Którego z bohaterów sukces w światku sztuki będzie kosztować najwięcej? Czy poczucie utraty wolności i nawrót choroby psychicznej to najwyższa cena, jaką można zapłacić w tym chorym świecie?

Suchockiej udało się osiągnąć coś niezwykle dziś rzadkiego i tym bardziej cennego; teatr nieprzeintelektualizowany, którego pełnoprawnymi odbiorcami mogą czuć się tylko właściciele podwójnych doktoratów z filozofii i kulturoznawstwa. To teatr przejmujący, niepokojący, mocny, wbijający się w pamięć. Tworzony bez silenia się na oryginalność i nowoczesność. W tym intymnym spektaklu  głos mają przede wszystkim aktorzy, szczególnie ci dwaj odtwarzający postaci męskie; Radziwiłowicz, którego Nikta nawiedzają demony niemal namacalne – trudno nie uwierzyć w jego cierpienia i wciąż nawracające szaleństwo. Bohatera Hycnara na podstawie samych jego czynów ocenić można by jednoznacznie negatywnie. Aktor tworzy jednak wielowymiarową postać, która przeraża, odpycha, śmieszy, budzi litość, a czasem i kilka tych sprzecznych uczuć jednocześnie… To kolejny popis zdobywcy tegorocznej nagrody im. Zelwerowicza, którego nikomu, kto widział go w roli Artura, Gustawa, Kostryna czy choćby i Posłańca z „Wiele hałasu o nic” rekomendować chyba nie trzeba. Stosunkowo najbardziej blado na tle kolegów z zespołu wypada Anna Gryszkówna jako Gosia, której zewnętrzna gra może niestety razić…

Pierwsza w tym sezonie premiera Narodowego do końca stanowiła zagadkę, której rozwiązanie przynosi kilka pozytywnych niespodzianek. Wzgardzony przez wielu Iredyński okazuje się być, po kosmetycznym liftingu, zadziwiająco aktualny, a stosunkowo nieznana reżyserka prezentuje duże możliwości i udowadnia, że niejedno ma do powiedzenia. Kto zatem lubi ryzykować i chętnie inwestuje w bilety na spektakle reżyserów, których nazwiska nie niosą za sobą automatycznie gwarancji jakości, niech się śpieszy. Bo Bożena Suchocka może wkrótce – czego jej bardzo życzę – tę grupę ryzyka opuścić.



Hanna Rudnicka
teatrakcje.pl
4 listopada 2010
Spektakle
Kreacja