Zachwycające widowisko baletowe

"Pan Twardowski, ale bajka!" to widowisko baletowe w wykonaniu zespołu Balet Cracovia Danza, które zachwyca nie tylko wirtuozerskim wykonaniem, ale także nawiązaniem do tradycji krakowskich.

Od samego początku spektaklu zanurzamy się w atmosferę magicznego Krakowa, dzięki opowieści o słynnej krakowskiej legendzie, która ożywa na scenie w sposób dotąd niespotykany. Jednak wiodącą postacią jest Pani Twardowska (w tej roli Ewelina Keller), silna i pełna mickiewiczowskiego uroku, która nie tylko przypomina postać z dzieła Adama Mickiewicza, ale również staje się jej współczesną inkarnacją. Nawiązania do krakowskich tradycji są doskonale przemyślane i wyraźnie zaznaczone. Nie brakuje krakowskich strojów (Bożena Pędziwiatr) i elementów ludowych, które dodają autentyczności scenom. Balet Cracovia Danza w mistrzowski sposób połączył folklor z klasycznym baletowym wyrazem, tworząc unikatowe widowisko.

W czasie spektaklu "Pan Twardowski" pojawia się jednak wiele ukrytych znaczeń i symboli. Jednym z najbardziej intrygujących elementów jest obecność lustra, w którym Twardowski przygląda się swojemu odbiciu. To subtelne, lecz znaczące odniesienie wzbudza wiele refleksji i interpretacji. Lustrzane odbicie może symbolizować konfrontację bohatera ze sobą samym - spotkanie z własną przeszłością, wyborami i konsekwencjami życiowych decyzji. Interesującym zabiegiem było wprowadzenie młodego (Georgij Andrejczenko) i starego (Krzysztof Antkowiak) Jana Twardowskiego. W momencie, gdy następowała ich zamiana na scenie, starszy Pan Twardowski cały czas siedział obok, co nakierowywało widza na jego retrospekcje. Podobną funkcję pełnił zegar i dźwięk wybijanej godziny. Widzowie podczas spektaklu byli zachęcani do zgłębiania poszczególnych warstw symboliki, co sprawiało, że spektakl był nie tylko widowiskiem dla oczu, ale także dla umysłów.

Po Balecie Cracovia Danza można się było spodziewać nie tylko wirtuozerskiej choreografi (Alina Towarnicka, Dariusz Brojek) i ciekawej scenografi (Bożena Pędziwiatr), ale także intrygujące wykorzystanie dźwięku, który doskonale współgrał z kluczowymi momentami akcji. Chociaż nie jestem pewna co dokładnie oznaczał (dźwięk wody? Aparatur?) i czy był on potrzebny, to jego wprowadzenie przywołało aurę tajemniczości.

Alina Towarnicka i Dariusz Brojek pokazali nową perspektywę znanej legendy, skupiając się nie tylko na postaci samego Twardowskiego, ale również na jego żonie. Cieszę się, że spektakl poświęcił uwagę Pani Twardowskiej, ukazując ją jako przedsiębiorczą i zaradną kobietę. To pokazało nowatorskie podejście do znanej historii, wydobywając na pierwszy plan postać, która często pozostaje w cieniu męża, co pozwolę sobie zaryzykować, mogło zachęcić widzów do refleksji nad rolą kobiet zarówno w historii jak i legendach. Kolejną rzeczą, która mi tutaj "zagrała" to wykorzystanie sznura na bieliznę, w którą zgrabnie zaplątał się diabeł. Było to dość niespodziewane i przez to zabawne. Podobnie zresztą jak oddanie przez aktorów i tancerzy prześmiewczego charakteru postaci. Nie sposób nie docenić wyrazistej mimiki, zwłaszcza u diablic (Nikolety Glankaki, Małgorzaty Nabrzeskiej, Anny Szczotki), których gra wyraźnie wyróżniała się podczas sceny podpisywania cyrografu na plecach jednej z nich. Należy również wspomnieć o niezwykłej wszechstronności artystów, którzy brawurowo odnajdywali się w różnych rolach i szybko zmieniali kostiumy. Ich profesjonalizm i zdolność do wcielania się w różnorodne postacie zasługuje na uznanie, tak jak ich technika taneczna.

Niezbyt jasna była dla mnie jednak obecność Panny Temperamentnej, Romantycznej i Ponętnej. Nie widzę większego celu pokazania tych postaci prócz wykorzystania ich do zilustrowania strojów ludowych młodych krakowiaków. Natomiast świetnie został ukazany początek w części pierwszej, nawiązanie do lunety i do szukania kolejnego śmiertelnika przez Mefistofelesa. Zgrabnie oddawała to wspomniana już wcześniej gra świateł i ukazywanie schowanego z tyłu sceny Pana Twardowskiego jako czarnoksiężnika. Muszę przyznać, że ten efekt zrobił na mnie spore wrażenie. Podobnie zresztą jak taniec i hulanki rubasznych szlachciców w karczmie. Chociaż zostali tutaj przedstawieni dość stereotypowo, nie brakowało w tej scenie humoru, akrobacji oraz zgrabnie wykonanych masek (Jonathan Fröhlich).

Całość spektaklu była przemyślana i dopracowana. Przyjemnością jest oglądać tych tancerzy podczas wystąpień. Dodatkowym atutem jest to, że spektakl jest adresowany do dzieci i dorosłych, dzięki czemu nie gubi po drodze swojego uniwersalizmu.



Jagoda Wójcicka Wójcicka
Dziennik Teatralny Małopolska
23 kwietnia 2024