Zagarniać publiczność do teatru

W moim rozumieniu Teatr musi być konglomeratem różnorodnych działań – począwszy od eksperymentów artystycznych, przez repertuar klasyczny, skończywszy na komediach. ...Wiadomo, że nie możemy się sprofilować i zajmować tylko i wyłącznie zabawianiem publiczności, jednak ilość tekstów i autorów jest tak ogromna, że można to wszystko wypośrodkować. Zaproponowałem, myślę, dosyć miękki sposób wkraczania w klasykę: od „Don Juana" Moliera po „Rozbity dzban" von Kleista – jednoaktową farsę, napisaną wierszem. Chciałabym właśnie tak – za pomocą ambitnego, ale komediowego repertuaru – zagarniać publiczność do teatru.

Rozmowa z Piotrem Jędrzejasem, nowym dyrektorem Teatru im. C.K. Norwida w Jeleniej Górze.

Ryszard Klimczak: Z dniem 1 września 2013 roku został pan oficjalnie dyrektorem Teatru im. C.K. Norwida w Jeleniej Górze.

Piotr Jędrzejas: Tak, wtedy otrzymałem nominację.

R.K.:Bardzo serdecznie gratulujemy wygranej w konkursie. Co dla pana oznacza ta nominacja? Zapewne jest to znaczący przełom w pańskiej zawodowej karierze?

 

Nominacja ta sprawiła, że diametralnie zmieni się sposób mojej pracy. Dotychczas pracowałem jako reżyser i ceniłem sobie bardzo wolność tego zawodu. Wolność ta oznaczała, że zawsze miałem możliwość wyboru. Mogłem sobie wybrać miejsce, w którym chciałem pracować. Zatem przez ostatnie kilkanaście lat funkcjonowałem „niestacjonarnie".
Dla mnie jako człowieka, to, że przenoszę całą rodzinę i siebie tutaj, odkorzeniam siebie w jednym miejscu, żeby zakorzenić siebie w drugim miejscu jest bardzo istotne i mogłoby się wydawać łatwe, ale nadal odczuwam z tego powodu pewien dyskomfort. Zawodowo natomiast czuję się szczęśliwy, że udało mi się wygrać ten konkurs, tym bardziej, że to miasto ma dla mnie znaczenie.
Wygrany konkurs to też o tyle istotna sprawa, ponieważ to był pierwszy tego typu konkurs, w którym wystartowałem i wygrałem. Nigdy wcześniej nie startowałem w konkursie na dyrektora teatru, choć wcześniej pełniłem funkcję wiceprezesa stowarzyszenia teatralnego i w trakcie nabywania kolejnych doświadczeń zdobyłem się na marzenie bycia dyrektorem. I to marzenie właśnie się spełniło.
Choć decyzja o wystartowaniu do konkursu na dyrektora teatru dojrzewała długo. Mam rodzinę i to ciągłe jeżdżenie, rozrywanie siebie pomiędzy pracę teatralną gdzieś na zewnątrz miało wpływ na moją decyzję o przystąpieniu do konkursu, gdyż chcę móc pogodzić życie prywatne i życie zawodowe. Przygotowują wszystkie potrzebne materiały poczułem się, jakbym na nowo pisał pracę magisterską. Szczęśliwie udało mi się wygrać ten konkurs – mam nadzieję szczęśliwie dla mnie, dla teatru i Jeleniej Góry.

Marta Odziomek: Proszę powiedzieć, dlaczego jest dla pana ważna Jelenia Góra?

Tutaj zaczęła się cała moja życiowa przygoda z teatrem. Jako szesnastoletni chłopak przyjechałem tutaj na Festiwal Teatrów Ulicznych. I zakochałem się w teatrze. W następnym roku pojechałem stopem na festiwal do Avinionu. To domino zainteresowania teatrem na tyle mnie popchnęło, że teraz siedząc tu i rozmawiając z Państwem mogę reprezentować teatr – co nie jawiło mi się w najśmielszych przypuszczeniach w tamtych czasach, że będę się tym zajmował i że będę tutaj mógł Państwa gościć. Jestem – jak to się mówi – w lekkim szoku, że udało mi się to wszystko osiągnąć i że dotarłem aż do tego miejsca.

R.K.: Dyrekcja w Teatrze im. Norwida to pierwsza praca dyrektorska, to także początek nowego etapu, o którym pan mówił i na to składa się 13 lat pańskich zawodowych zmagań z Teatrem, ponieważ debiutował pan w sztuce Moliera w Teatrze Nowym w Zabrzu – pamiętam jak zaprosił pana do współpracy ówczesny dyrektor Teatru Jan Prochyra. Występował pan także gościnnie w Teatrze Śląskim w Katowicach. Potem zniknął pan ze sceny.

Do Teatru Nowego w Zabrzu, trafiłem ponieważ zdawałem na reżyserię na Uniwersytecie Śląskim na Wydziale Radia Telewizji, jednak nie zostałem przyjęty. Za to udało mi się dostać na studia reżyserskie do Krakowa. Przez rok było tak, że pracowałem w Zabrzu jako aktor, zaś w weekendy zamieniałem się w studenta reżyserii krakowskiej PWST. Dojeżdżałem tam prawie codziennie łącząc pracę ze studiami. To był bardzo wyczerpujący rok. W następnym musiałem zrezygnować z pracy w Teatrze Nowym, gdyż nie udawało mi się łączyć tych obowiązków. Idąc na studia aktorskie wiedziałem, że chcę zostać reżyserem. Wybrałem ten kierunek wiedząc, że pomoże mi przy pracy reżyserskiej.

M.O.: Proszę nam powiedzieć, czy wie pan w jakiej pozycji zastaje pan Teatr Jeleniogórski i czy na podstawie tej wiedzy może nam pan przedstawić najważniejsze problemy z jakimi będzie musiał się pan zmierzyć w pierwszym roku Pańskiej dyrekcji?

Startując do konkursu człowiek stara się jak najrzetelniej do niego przygotować. Wszak dyrektorowanie staje się polem do manewrów i realizacji osobistych planów oraz zamierzeń. Mam nadzieję i przekonanie, że dobrze rozumiem jakie funkcje powinien spełniać teatr miejski, bo Teatr im. C.K. Norwida jest teatrem miejskim. Bardzo wierzę w lokalne społeczności i interesują mnie działania lokalnych społeczności, gdyż uważam, że to jest siła napędowa dla teatru. I właśnie tę siłę chcę wykorzystać podczas kreowania nowego wizerunku Teatru, aby nie był miejscem martwym.
Opowiem teraz anegdotę, która jest związana z tym, jak startowałem do konkursu i byłem bardzo zdenerwowany przed rozmową z komisją, która chciała przepytać mnie na okoliczność tego, że startuję w konkursie. Przechadzając się po Jeleniej Górze pomyślałem sobie, że zajdę do kościoła, aby chwilę pomyśleć o tym wszystkim i pomodlić się i wyszedłem z kaplicy Świętej Anny. W pewnej chwili zgubiłem drogę i nijak nie umiałem trafić do Teatru. Klucząc po ulicach spotkałem dwie gimnazjalistki i zapytałem je: „Gdzie tu jest teatr?" a one spojrzały po sobie i powiedziały: „Nie wiemy". I to mnie zmroziło, ale i zachęciło do walki o ten teatr. Ze Zdwojoną energią wszedłem na spotkanie z komisją z pytaniem: jak o jest możliwe, że trzynastolatka z Jeleniej Góry lat nie wie, gdzie jest teatr? Widocznie był dla niej tylko zamkniętym, hermetycznym miejscem, które kojarzy się tylko z ładnym budynkiem. Tak nie może być.

R. K. Czyli jaką rolę powinien spełniać teatr?

Na pewno edukacyjną i rozrywkową. Funkcja rozrywkowa teatru jest bardzo ważna, bo teatr nie może kojarzyć się ludziom z jakimś ogromnym wysiłkiem intelektualnym czy obowiązkiem szkolnym czy nawet karą. Nawet dobierając repertuar klasyczny, mamy wybór czy wybierzemy komedię, czy też tragikomedię. Wiadomo, że nie możemy się sprofilować i zajmować tylko i wyłącznie zabawianiem publiczności, jednak ilość tekstów i autorów jest tak ogromna, że można to wszystko wypośrodkować. Zaproponowałem, myślę, dosyć miękki sposób wkraczania w klasykę: od „Don Juana" Moliera po „Rozbity dzban" von Kleista – jednoaktową farsę, napisaną wierszem. Chciałabym właśnie tak – za pomocą ambitnego, ale komediowego repertuaru – zagarniać publiczność do teatru.

R.K.: Jaki zatem w zamierzeniu ma być Teatr im. Norwida?

W moim rozumieniu Teatr musi być konglomeratem różnorodnych działań – począwszy od eksperymentów artystycznych, przez repertuar klasyczny, skończywszy na komediach. I tak – chcę, aby scena kameralna, była sceną poszukującą, będą tam od przyszłego sezonu debiutowali reżyserzy po krakowskiej i warszawskiej szkole teatralnej. Ten najbliższy sezon nakierowany jest na debiutantów z krakowskiej PWST. Odbędą się dwa dyplomy reżyserów którzy kończą szkołę. Oczywiście będę nad nimi czuwał, aby nie wywinęli mi jakiegoś numeru. Mam także zamiar zabezpieczyć się w ten sposób, że każdy z tych młodych reżyser będzie musiał przed przystąpieniem do prób opisać swój pomysł.

M.O.: Może pan zdradzić plany repertuarowe na najbliższy sezon?

Tak, tylko jeszcze powiem o jednej rzeczy: jeśli scena kameralna, nazwijmy ją sceną studyjną, będzie sceną eksperymentalną, to scena duża, musi być sceną dużą we właściwym znaczeniu tego słowa. To znaczy, że nie można jej zmarnować na spektakle małoobsadowe. Michał Kotański, odpowiedzialny za wyreżyserowanie pierwszego spektaklu w sezonie – „Don Juana" Moliera, mam nadzieję, że spełni moje zalecenie i uruchomi cały zespół teatralny, gdyż premiera odbędzie się oczywiście na dużej scenie. Następnie na scenie studyjnej rusza przygotowania do premiery „Miedzianka. Historia znikania" Filipa Springera. Jest to adaptacja reportażu o Miedziance, miasteczku, które znikło z powierzchni ziemi. Będzie to dyplom Łukasza Fijała. Dramaturgią będzie zajmował się Tomasz Cymerman, aktor dramaturg, reżyser. I to on właśnie będzie realizował drugi dyplom na scenie studyjnej. Będzie to „Autobus" Lucasa Bärfussa. W następnej kolejności na dużej scenie Krzysztof Rekowski wyreżyseruje współczesną komedię – jeszcze ustalamy tytuł. Dobrze, jakby była to komedia społecznie zaangażowana. Ostatnią premierą na dużej scenie będzie „Alicja w krainie czarów" w adaptacji Maliny Prześlugi, która napisze historię Alicji od nowa – w stylu Shreka, to znaczy tak, aby i dzieci i dorośli mieli ubaw.
Oprócz wymienionych premier chciałbym, aby w sezonie zaistniały dwa działania około teatralne. Pierwszym z nich jest teatr dla „najnajów", czyli dla najmłodszych dzieci. Do realizacji pierwszej premiery najnajowej zaprosiłem Alicję Morawską-Rubczak, reżyserkę rewelacyjnych spektakli dla małych dzieci, obecnych m.in. we Wrocławskim Teatrze Lalek. Spektakl będzie prezentowany w porach, kiedy mamy mają czas pojawić się z dziećmi w teatrze na małej scenie. Drugim działaniem około teatralnym będzie kabaret przygotowany na Sylwestra.
Chciałbym także rozpocząć działalność impresaryjną teatru. Teatr ma w statucie wpisane, że może pozyskiwać pieniądze z działalności impresaryjnej, co jest bardzo istotne, bo to jest źródłem dochodu i dlaczego ktoś inny ma pozyskiwać pieniądze z tego biznesu, jak nie teatr? Do tej pory teatr jedynie wynajmował salę agencją z zewnątrz, nie bacząc na tytuły. Trzeba to koniecznie zmienić, żeby te spektakle gościnnie nie zepsuły nam widza i jednocześnie dały nam zarobić. Chciałbym także, aby Festiwal Teatrów Ulicznych rozwijał skrzydła, a nie je zwijał.

M.O.: Czy zamierza pan kontynuować tradycję Festiwalu, czy też chciałby pan zainicjować jakieś nowe idee, pomysły?

Bardzo dobry pomysł miała prywatna agencja Solo, która dwa dni przed nami zorganizowała dwudniowy festiwal plenerowych spektakli. Oni nawiązali współpracę z Katalończykami i zaprosili ich tutaj. Uważam, że my jako organizatorzy festiwali także powinniśmy zawierać międzynarodowe przyjaźnie i razem z teatrami zza granicy tworzyć te festiwale. Ja także mam kontakty z Katalończykami, ponieważ studiowałem w tamtym regionie i myślę, że najwyższa pora, aby je odświeżyć.
Chciałbym zaprosić do Jeleniej Góry któregoś z reżyserów zagranicznych, których znam: katalońskiego Ramona Simo lub Roberto Romei, kontynuatora teatru biomechanicznego Meyerholda. Zobaczymy, czy uda się ich zaprosić. Mam nadzieję, że z tych małych teatrów katalońskich powyciągam jakiś ciekawych ludzi i coś się z tym Festiwalem Ulicznym wreszcie zacznie dziać. Oczywiście, ja byłem bardzo zadowolony z tego, co widziałem na tegorocznym Festiwalu, tylko zatrwożyło mnie jego zminimalizowanie, pomniejszona skala tego, niegdyś ogromnego, przedsięwzięcia.

M. O.: Chcemy zapytać o budowanie wizerunku teatru, gdyż jest to chyba jedno z najważniejszych działań. Uważamy, że słabą stroną tego teatru jest PR i budowanie wizerunku. Jak chciałaby to pan zmienić, czy ma pan jakąś koncepcję budowania marki jeleniogórskiego teatru?

Oczywiście będziemy pracować nad marką Teatru im. C. K. Norwida. Zaczniemy od jej wizerunku w sieci. Nie mogę zgodzić się z kształtem strony internetowej, która funkcjonuje obecnie, z możliwościami które ona daje. Widzowie muszą być dobrze poinformowani o działalności teatru przez sam teatr. Liczenie na to, że pocztą pantoflową przekaże się, czy spektakl jest dobry lub też nie, jest metodą z przebrzmiałej epoki. Dzisiaj to internet jest podstawowym sposobem komunikacji z widzem: począwszy od atrakcyjnej strony internetowej z możliwością zakupu biletów przez internet skończywszy na zarządzaniu serwisami społecznościowymi.
Jakiś czas temu, chcąc sprawdzić jakość usług teatru, postawiłem się w sytuacji widza i zadzwoniłem do teatru. Chciałem kupić bilet jako osoba niepełnosprawna. Zapytałem pani, skąd będę miał dobry widok – nie wiedziała. Wszedłem na stronę internetową – też żadnej informacji na ten temat. Muszę znaleźć odpowiednie rozwiązania, aby było to możliwe.
Bardzo ważne są także kontakty z mediami i działania mające na celu przyciągnąć media do naszego teatru, sprawić, że dziennikarze będą się nami interesować – przyjeżdżać na premiery, pisać recenzje etc.
Polskie Radio Trójka gościło ostatnio w Szklarskiej Porębie. Piętnastominutową rozmowę z Markiem Niedźwiedzkim odbył Teatr Nasz z Michałowic, a nie padło ani jedno słowo, że w Jeleniej Górze odbywał się w tym samym czasie Festiwal Teatrów Ulicznych. To jest rzut beretem ze Szklarskiej Poręby! Mam taki pomysł, aby w przyszłym sezonie, przy okazji Festiwalu, zorganizować bieg ludzi Teatru i ściągnąć do tego miasta zarówno miłośników teatru jak i biegania. I oczywiście zaprosić Trójkę do relacjonowania tych wydarzeń. Pomysł zrodził się, ponieważ sam jestem miłośnikiem biegania. Wracając do tematu festiwalu – trzeba pomyśleć nad przeniesieniem daty odbywania się Festiwalu Teatrów Ulicznych, ponieważ skoro dobywa się on wtedy, kiedy jest Przystanek Woodstock, to jest to przysłowiowy strzał w kolano. Skoro tam bawi się jakieś 450 000 ludzi, to z 500 osób z pewnością zahaczyłoby o Jelenią Górę, wracając z Woodstrocku. Zatem trzeba ten festiwal zorganizować w ten sposób, aby nie pokrywał się a łączył z Przystankiem.

R.K.: Pewnie pan zdaje sobie sprawę, że – w związku z kryzysem – środki finansowe, jakie pan dostanie na działalność Teatru nie będą się specjalnie różnić od tych, które były do tej pory, a kto wie, czy nie będą jeszcze bardziej uszczuplone. W związku z tym powstanie problem niedofinansowania Teatru. Czy ma pan jakiś pomysł na zlikwidowanie tej różnicy? Czego dotkną pańskie oszczędności?

Miasto ma bardzo ciekawe rozwiązanie, jeżeli chodzi o przeznaczenie środków na działalność teatru. Otóż rezerwuje pulę pieniędzy, przeznaczonych tylko i wyłącznie na produkcje teatralne, co jest świetnym pomysłem, gdyż nie można tych pieniędzy przeznaczyć na inne cele. Nie każde miasto dba o swój teatr w ten sposób. Wiadomo, że pieniędzy na działalność teatru jest zawsze niewystarczająco i dobrze byłoby, aby było ich więcej. Ale jestem w tym temacie optymistą. Uważam, że jak dobrze i w rozsądny sposób zagospodarujemy tymi pieniędzmi, to tak naprawdę je pomnożymy. Jednym ze źródeł pieniędzy jest impresariat, który równocześnie pozwala zbudować dobrą markę teatru. Sam będę miał wpływ na to, jakie instytucje tutaj będą goszczone, a nie jakieś zewnętrzne firmy – jak to bywało do tej pory. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wpływy z działalności impresariatu, to jest kropla w morzu potrzeb teatru. Uważam, że dobrym rozwiązaniem dla teatrów jest szukanie partnerów do koprodukcji premier, może nawet partnerów za granicą po to, aby podzielić koszty wyprodukowania takiej premiery na kilka instytucji. Ponadto, będę podtrzymywał działania, które już istnieją w teatrze. Chodzi o to, aby nie tracić tego, co już jest. Ważne, aby te młode dziewczyny następnym razem przyprowadziły do teatru każdego pytającego i opowiedziały mu, że tutaj dzieje się to, fajne jest to, ciekawe jest to... Marzę o tym, aby nie zmarnować żadnej okazji, jaka się natrafi, aby rozwijać jeleniogórski teatr. Chcę podarować temu miejscu swoje serce.

Dziękujemy bardzo za rozmowę.

Piotr Jędrzejas - absolwent Wydziały Aktorskiego PWSFTViT w Łodzi oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST, ukończył również kurs aktorski w Holborn Centre for the Performing Arts w londyńskim Kingsway College. W roku 2003 stypendysta Institut del Teatro w Barcelonie.



Marta Odziomek, l: martao, h: mod123 , Ryszard Klimczak
Dziennik Teatralny
3 września 2013
Portrety
Piotr Jędrzejas