Zainfekowani wirusem entropii
"Fragmenty dyskursu miłosnego" Rolanda Barthes\'a to,jak powiadają, tekst kultowy. Nie dziwota: to przecież pół esej, pół liryka, połączenie akademickiego wywodu z emocjonalną konfesją, czyli wszystko to, co u mądrych tego świata kocha się najbardziej.Co nie oznacza wszakże, że owego szkicu można użyć, do czego się chce. Na przykład do dosłownej inscenizacji, takiej jak w warszawskim Dramatycznym, gdzie czwórka aktorów pomiędzy skandowanymi akapitami tekstu ćwiczy gimnastykę, tapla się w wannie tudzież rozbiera (nieciekawie) do naga, zakrzykując bezsilność sceny wobec dyskursu.
W radomsko-warszawskim "2084" szkic Barthes\'a jest na swoim miejscu - jako pomocniczy cytat w programie. Towarzyszy skromnej, przemyślanej opowieści o autodestrukcyjnym potencjale miłości. O dwojgu idealnie przeciętnych młodych; Aleksandra Bednarz i Krzysztof Prałat z samozaparciem ukazują ich potoczną kanciastość, zyskując empatię widowni. Ale ci tak nam podobni zakochani od pierwszych chwil zdają się zainfekowani wirusem entropii: ich miłość jest podejrzliwa, kompleksiarska, samolubna, coraz mocniej agresywna, coraz gwałtowniej raniąca, osiągająca w apogeum stan nieomal niekontrolowanego sadyzmu. O czym Michał Siegoczynski opowiada w ciepłych, odrealniających światłach i łagodnych tonach muzyki, czule - ale bez cienia litości! Bezsensowne jest tylko odwołanie do Orwella w tytule.O twórczo-niszczącej mocy tego, co najważniejsze w życiu, mówi się tu wystarczająco dobitnie i klasyka tu po nic.
Jacek Sieradzki
Przekrój 11/09
19 marca 2009