Zakochana w operetce

Mazowiecki Teatr Muzyczny im. Jana Kiepury miałby w tym czasie najważniejsze wydarzenie związane z obchodami 15-lecia tej sceny, kontynuującej działalność dawnej Operetki Warszawskiej, a potem Teatru Muzycznego Roma, który za dyrekcji Bogusława Kaczyńskiego stał się jedną z najciekawszych w Europie scen operetkowych (słynny popularyzator muzyki wystawiał także z rozmachem opery, widowiska baletowe i spektakle dla dzieci).

Brawo dla MTM za popularyzowanie pięknej muzyki i dawanie Widzom rozrywki na wysokim poziomie artystycznym! Niech ten teatr żyje nam co najmniej 100 lat!

Pani Dyrektor Iwona Wujastyk powiedziała we wzruszającym przemówieniu do publiczności za pośrednictwem Facebooka i portalu www.mteatr.pl: "Szanowni Państwo, chyba nikt z nas nie spodziewał się, że tak będą wyglądać piętnaste, jubileuszowe urodziny Mazowieckiego Teatru Muzycznego imienia Jana Kiepury. Mieliśmy wszyscy spotkać się w naszej nowej siedzibie przy Jagiellońskiej 26. Miało być wspaniałe widowisko jubileuszowe "Zakochani w operetce", mnóstwo muzyki, tańca i rozrywki...". Dyrektorka miała przed sobą na stole tort, a obok niego dwa aniołki, dające nadzieję na wspólne śpiewanie i muzykowanie.

Natomiast dyrektor artystyczny Jakub Milewski zgrabnie wyreżyserował internetową wersję jubileuszowej piosenki "Czeka na Was kolorowy świat, za kurtyną się nie liczy lat, woda w szampan zmienia się, każdy smutek w śmiech w naszym MTM..." z udziałem swoim, a także innych ulubieńców publiczności: Anny Lasoty, Iwony Sochy, Jakuba Oczkowskiego oraz nieocenionego Łukasza Lecha – reżysera i narratora jubileuszowej gali "Zakochani w operetce", prezentowanej w ciągu tego roku w różnych odsłonach z udziałem wielkich gwiazd. Można zobaczyć i posłuchać tutaj.

Pamiętam, jak podczas ostatniego widowiska z udziałem publiczności, przed atakiem koronawirusa w Polsce, miałem ogromną przyjemność zobaczenia i posłuchania na żywo nie gwiazdy, lecz brylantu polskiej sceny muzycznej, jakim jest Grażyna Brodzińska. Śpiewaczka pojawiła się najpierw nie na scenie, lecz na widowni Mazowieckiego Teatru Muzycznego, wzbudzając ogromną sensację i okrzyki radości. Wykonała brawurowo Tangolitę z „Balu w Savoyu" Paula Abrahama. To idealna partia dla królowej operetki, zarówno wokalnie, jak i scenicznie. Operetkowa Tangolita jest tancerką, a wiadomo powszechnie, że Grażyna Brodzińska to najbardziej roztańczona śpiewaczka operetkowa w Polsce. Rusza się i wygląda zjawiskowo. Miała na sobie przepiękną suknię, idealnie dopasowaną do jej talii i bioder, bardzo wąską, a później pięknie rozszerzającą się na dole, z niesamowitym dekoltem z przodu i z tyłu (na górze), z cudownymi rękawami z falbankami, które przez cały czas otwierały się i zamykały jak ślimak, stukany w muszlę. Suknia była jakby malowana w przepiękne kwiaty. Nie można było oderwać oczu od niej, a przede wszystkim od jej właścicielki. Uroku dodawały jej jeszcze klipsy z wielkimi czerwonymi kołami, dyndające uroczo i tańczące w sobie tylko znanym rytmie.

Grażyna Brodzińska zaśpiewała idealnie czysto, ruszając się z ogromną gracją, kokieterią i temperamentem. Jej głos brzmiał świeżo, a miała wówczas cały tydzień ogromnie obciążony próbami, dwoma spektaklami „Wesołej wdówki" w Palladium i koncertem poprzedniego dnia. Jak to możliwe? Wspaniała technika, ciężka praca i ciągła nauka, przez całe życie.

Ludzie krzyczeli: Bis, bis! Zwłaszcza pan, którego znam jeszcze z Sali Kongresowej w Warszawie, kiedy mieliśmy jako Gliwicki Teatr Muzyczny koncerty galowe i spektakle, zapowiadane przez niezapomnianego i niezastąpionego mistrza Bogusława Kaczyńskiego, a organizowane zawsze znakomicie przez Biuro Promoton Barbary Kaczmarkiewicz. Ten pan sprzedawał bilety w dawnym Supersamie w Warszawie. Jest chyba na każdym przedstawieniu operetkowym w Warszawie. Ale radość i entuzjazm udzieliły się całej publiczności.

Łukasz Lech zaprosił Grażynę Brodzińską do rozmowy na scenie. Artystka barwnie opowiedziała oswoim debiucie scenicznym w Operetce Szczecińskiej, gdzie jej tata Edmund Wayda był dyrektorem. Zagrała piątego ptaszka w „Czerwonym kapturku" i nawet zaśpiewała jedną zwrotkę piosenki. Potem wspominała wspaniały okres warszawskiego Teatru Roma za dyrekcji Bogusława Kaczyńskiego (1994-1998), kiedy widownia pękała w szwach i produkowane były drogie inscenizacje spektakli operetkowych, operowych i baletowych. Szczególny sentyment miała do cyklu koncertów „Wielka sława to żart". Gdy występowali w USA i Kanadzie, na tych wyjazdach było bardzo miło i ciekawie. Pan Bogusław potrafił prawie do rana siedzieć na kolacji i opowiadał wspaniałe anegdoty. Był kochany, wspaniały. Gdyby żył, obchodzilibyśmy 2 maja Jego 78. urodziny.

Sławna artystka przypomniała też historię z samolotu. Były 4 wolne miejsca na pokładzie, które zostały zajęte przez ogromny czarny wór z jej sukniami. Nagle pewien zdenerwowany pasażer powiedział, że nie będzie lecieć samolotem z nieboszczykiem. Pani Grażyna otworzyła wór, wyciągnęła wszystkie suknie i pokazała, że nie ma tam żadnego trupa. Z sukniami wiąże się jeszcze wiele anegdot. Na przykład w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego podczas gali sylwestrowej pani Grażyna zatańczyła fragment instrumentalny „Przetańczyć całą noc" z wiolonczelistą, który niestety nadepnął jej na tren. Pękła jej haftka i zepsuł się zamek, w związku z czym spódnica zaczęła opadać do kolan. Pani Grażyna złapała ją w ostatnim momencie, a cała męska część publiczności domagała się bisu. Natomiast w Sali Kongresowej w Warszawie zdarzyła się taka historia, że również podczas „Przetańczyć całą noc" nagle spadł jej duży klips na widownię. Poprosiła publiczność, by pomogła go znaleźć. Pan Bogusław Kaczyński, który prowadził galę, zaniepokojony ciszą, wszedł na scenę i zobaczył połowę widzów wyglądających jak stado strusi z głowami w piachu. Po chwili jednak pewien pan znalazł klips i można było wznowić koncert.

– Prywatnie, proszę Państwa, jestem skromna i przemykam czasem niepostrzeżenie. Natomiast na scenie jestem jak czołg, wstępuje we mnie jakiś diabeł – stwierdziła artystka.

Zaśpiewała jeszcze wspaniale poruszającą, pełną skrajnych emocji pieśń „Graj cyganie" z „Perły z Tokaju" Raymonda, kończącą się frenetycznym rytmem i tańcem. Brawo! To była prawdziwa perła wieczoru.

Przypomniały mi się cudowne lata, kiedy w Gliwickim Teatrze Muzycznym realizowaliśmy z myślą o Pani Grażynie Brodzińskiej takie spektakle jak "Wiedeńska krew" w reżyserii Michała Rosińskiego, "Wesoła wdówka" czy musical "42 Ulica" w inscenizacji Marii Sartovej, a ja miałem przyjemność reżyserować widowiska muzyczne "Wiedeń moich marzeń" i "Europa moich marzeń", które prezentowaliśmy w różnych miastach Polski, także w Sali Kongresowej w Warszawie.

Ile razem przeżyliśmy wielkich radości i codziennych teatralnych trosk! A jakie wspaniałe były wspólne wyjazdy na Europejski Festiwal im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju! Pani Grażyna miała piękny apartament w Małopolance, a ja z dyrektorem Pawłem Gabarą sprawdzałem wieczorem, kiedy gasi światło. Gdy paliło się do północy, rano otrzymywała serdeczne reprymendy, że powinna się bardziej wysypiać przed występem. W ciągu festiwalowego dnia na krynickim deptaku razem z Bogusławem Kaczyńskim rozdawała autografy i pozowała do zdjęć, obsypywana komplementami setek melomanów z kraju i ze świata, a wieczorem była królową na scenie.

Niech Pani Grażyna czaruje nas jeszcze przez wiele lat, ponieważ dzięki niej przenosimy się w cudowny świat operetkowej baśni!



Krzysztof Korwin-Piotrowski
Dziennik Teatralny
4 maja 2020