Zapisywałam każdy dzień

- Mówili o mojej mamie "Szapołowska Matka Boska". Właśnie tym spokojem dopingowała mnie w mojej pracy i gdyby nie ona, pewnie niejednokrotnie zrezygnowałabym z aktorstwa - mówi Grażyna Szapołowska, aktorka, autorka autobiograficznej powieści "Ścigając pamięć".

Uległa pani modzie na aktorskie wspomnienia?

- Uznałam, że książka tylko o mnie będzie banałem. Autobiografie są zawsze próbą wybielania się, przedstawienia lepszej wizji siebie. Dlatego nie napiszę takiej książki, bo gdybym opowiedziała całą prawdę, czytelnicy by osiwieli. Pomyślałam, że mogę napisać o moim życiu, ale z innego punktu widzenia. Przede wszystkim chciałam opowiedzieć o tym, co czuje serce, kiedy odchodzi osoba najbliższa.

W rezultacie powstał swoisty dziennik...

- Z jednej strony, kiedy mama zaczęła odchodzić nie wiedziałam, czy potrwa to trzy miesiące - jak przewidywali lekarze - pół roku czy miesiąc. Z drugiej, chciałam ukryć swój smutek, toteż zapisywałam każdy dzień. To, co przytrafiało się mnie, mamie, co działo się dookoła. Stworzyłam pewien rodzaj pamiętnika, bo wiedziałam, że kiedyś może do niego wrócę i może być mi potrzebny, lecz nie myślałam, że napiszę na tej podstawie książkę.

Wciąż trudno pani mówić o mamie...

- Była osobą niezwykle ciepłą i szalenie delikatną. Była drugą mamą mojej córki Kasi, bo z racji zawodu miałam różne pory ucieczek z domu i ucieczek w pracę. Kochała naturę, kwiaty, zioła i spokój. Mówili o mojej mamie "Szapołowska Matka Boska". Właśnie tym spokojem dopingowała mnie w mojej pracy i gdyby nie ona, pewnie niejednokrotnie zrezygnowałabym z aktorstwa.



Tomasz Zapert
Magazyn Literacki Książki
4 lipca 2013