Zapomniana klasyka

Wybierając się na najnowszą inscenizację tego baletu, należy z góry zapomnieć o technikach tańca klasycznego, bo w tej choreografii, poza pojedynczymi elementami, ich nie ma. Giorgio Madia skonstruował całe przedstawienie w oparciu o taniec współczesny, w którym dominuje technika modern. Współczesne są też kostiumy i scenografia.

"Jezioro łabędzie" Piotra Czajkowskiego uważane jest za kwintesencję stylu i szczytowe osiągnięcie XIX-wiecznego baletu klasycznego. Po 22 latach w nowej formie wróciło na łódzką scenę. Jednak choreograf, wychodząc z założenia, że dzisiaj już zupełnie nie zwracamy uwagi na bajkową naiwność i niewyszukaną prostotę opowieści o zmiennych losach księżniczki Odetty zamienionej w łabędzia, przeniósł akcję w czasy nam współczesne. Ta rozpoczyna się już w czasie uwertury, kiedy wyłaniający się z mgieł i ciemności zły czarownik Rothbart, okrywając Odettę płaszczem, przemienia ją w łabędzia. 

Zamiast książęcych apartamentów w scenografii mamy basen kąpielowy, przy którym spotykają się książę i jego przyjaciele, jeżdżącą na inwalidzkim wózku królową (pogratulować Beacie Brożek opanowania umiejętności jeżdżenia na wózku). Tylko dlaczego więcej w tej scenie biegania niż tańca?! Bardziej klasycznie został potraktowany drugi obraz pierwszego aktu, gdzie można się doszukać elementów (w rysunku corps de ballet występującego w klasycznych strojach tancerek) oryginalnych pomysłów twórców pierwszej choreografii: Mariusa Petipy i Lwa Iwanowa. Niestety, taniec boso, bez point, z góry narzuca określone potraktowanie tanecznych pas, którym na szczęście nie brakuje wdzięku i lekkości. Dużą uwagę przywiązał Madia do ekspresji ruchów rąk tancerek - łabędzi. Jakoś nie mogłem się zachwycić słynnym tańcem czterech łabędzi, którego wykonanie powierzono uczennicom szkoły baletowej. W trzecim obrazie efektowne w wielu choreografiach tańce narodowe zastąpiono solowymi popisami pięciu tancerek, niestety, ich choreografia nie porywała finezją układu. Interesujący był natomiast, zrealizowany z przymrużeniem oka, taniec hiszpański w wykonaniu czterech tancerzy. Wielkie pas de deux Księcia i Odylii rozpoczyna się od... zdjęcia pantofli na wysokim obcasie. 

Do udziału w premierze Madia zaprosił tancerzy znanych z europejskich scen, m.in. Emę Kawaguchi, solistkę Baletu w Augsburgu, która zatańczyła podwójną rolę Odetty/Odylii, marzenie każdej tancerki. W roli Księcia wystąpił Giovanni di Palma, pierwszy solista Leipziger Ballet. To na ich kunszcie zbudował choreograf swoją opowieść. Szkoda tylko, że mocno odarł ją z poezji uczuć, lirycznego nastroju. W kilku scenach zdarzyło się też rozejście dynamiki układu tańca z dynamiką muzyki. 

Orkiestrę starannie przygotował i poprowadził Tadeusz Kozłowski, który jakby na przekór choreografii starał się wyeksponować liryczne fragmenty i symfoniczny charakter muzyki. Czujnie też dotrzymywał tempa, pomagając w ten sposób tancerzom w spokojnym wykonaniu swoich zadań.
(ml)



Adam Czopek
Nasz Dziennik
11 maja 2009
Spektakle
Jezioro łabędzie