Zaskoczony dwa razy

Scenografia jest oszczędna, niemal ascetyczna

Pisanie o najnowszej premierze Lubelskiego Teatru Tańca - spektaklu „Endo” z choreografią Ryszarda Kalinowskiego - wypada rozpocząć od przyznania się do zaskoczenia, a nawet dwóch zaskoczeń.

Z przedpremierowych in-formacji i wypowiedzi samego twórcy wynikało, że należy oczekiwać realizacji lokującej się w obrębie teatru opartego na fizyczności, czy może wręcz biologiczności. Zamiarem Kalinowskiego było spojrzenie z męskiego punktu widzenia na kobietę i kobiecość w jej rozmaitych aspektach; od tego podstawowego, jakim jest cielesność, poprzez psychologię, aż po swego rodzaju metafizykę. Taki punkt wyjścia sugerował, że zobaczymy przedstawienie, w którym realizator postawi się bardziej w roli obiektywnego obserwatora niźli współpodmiotu spektaklu.

Rzeczywistość okazała się inna. Kalinowski oczywiście nie pojawia się na scenie, ale w żadnym razie nie można go nazwać beznamiętnym obserwatorem. Przeciwnie: cała realizacja jest nieustannym dialogiem. Na poziomie realizacyjnym - między choreografem a występującymi w spektaklu tancerkami: Beatą Mysiak, Barbarą Czajkowską i Justyną Konstańczuk; w warstwie znaczeniowej zaś - między mężczyzną a kobietami. Dialogiem czytelnym, z wyraźnie zaznaczonymi stanowiskami, ale przecież unikającym dosłowności. A co jeszcze ważniejsze - dialogiem otwartym, w który każdy z widzów może się świetnie wpisać. I to wpisać właściwie w dowolny sposób. Mówiąc wprost: dawno nie widziałem spektaklu, który tak mocno odwoływałby się do wyobraźni czy wręcz fantazji widza, a przy tym sam w sobie był tak bardzo intensywny. Takie było zaskoczenie pierwsze.

Drugie - to strona czysto es-tetyczna. Wyznaję od razu, że wybierając się na „Endo” nie oczekiwałem wizualnego baroku. Takie oczekiwania z góry wykluczała zarówno wcześniejsza twórczość Kalinowskiego, jak i tematyka spektaklu. I rzeczywiście, i scenografia, i światło są w tym przedstawieniu oszczędne, nieomal ascetyczne. Choreografia zaś prosta, rzec można surowa, pozbawiona efektownych ozdobników. Poprowadzona jednak tak precyzyjnie i tak świetnie wpisana w przestrzeń sceniczną (budowaną także za pomocą niezwykle sugestywnej muzyki), że całość stworzona ze wszystkich tych elementów staje się wręcz wizją plastyczną. Nie zawaham się powiedzieć, że Kalinowski swoim spektaklem przekracza bariery gatunku - to w takim samym stopniu teatr tańca, co plastyki. Takich rzeczy nie ogląda się co dzień.

I jeszcze jedna uwaga na koniec. „Endo” to realizacja, którą można i warto oglądać wielokrotnie. Nie sposób bowiem z góry założyć, dokąd nas zaprowadzi każda następna podróż.

„Endo”, Lubelski Teatr Tańca, reżyseria i choreografia R. Kalinowski, premiera 21 marca 2009 r.



Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
24 marca 2009
Spektakle
endo