Zaświaty w krzywym zwierciadle

Mówienie o śmierci w dzisiejszych czasach jest niezwykle trudną sztuką. W dobie rozpamiętywania licznych katastrof, tragedii i innych kataklizmów, które zebrały krwawe żniwo wśród ludzi, musimy być niezwykle ostrożni wygłaszając tezy dotyczące kresu życia. Dawno przekroczyliśmy milowym progiem średniowieczną mentalność, która zwykła oswajać śmierć. Dzisiaj, korzystając z licznych mediów przedłużających nas samych i rozszerzających możliwości istoty ludzkiej dążymy do osiągnięcia nieśmiertelności, do wydłużenia naszej egzystencji. Problemem scenicznego oswojenia śmierci dla warszawskiego Och Teatru zajął się poeta i prozaik Jerzy Andrzej Masłowski

Philippe Ariès, mediewista i autor książki „Człowiek i śmierć”, uważa, iż popularność motywu śmierci łączy się z lękiem przed jej nadejściem. I zapewne tak jest w istocie. Lecz, czy reżyser spektaklu „Zaświaty, czyli czy pies ma duszę” rozważa problem śmierci w kontekście lęku przed kresem życia? Z pewnością nie. Zdaniem Baumana świadomość śmiertelności dała człowiekowi szansę działania. I to właśnie czyni architekt naszej scenicznej wyobraźni. Wciela myśl w czyn. Maria Seweryn, debiutująca w roli reżysera podeszła do jakże trudnego problemu z olbrzymim dystansem i gigantycznym poczuciem humoru. Postanowiła przedstawić uczestnikom Katowickiego Karnawału Komedii śmierć w krzywym zwierciadle oraz skonfrontować nasze stereotypowe myślenie z teatralną rzeczywistością.

Bohaterkami swego spektaklu uczyniła trzy barwne striptizerki, w których role wcieliły się: Viola Arlak (pseudonim artystyczny: Serenada), Małgorzata Bogdańska (Gizela) oraz Paulina Holtz (Langusta). Niebanalne kobiety, ubrane w karnawałowe sceniczne fatałaszki jadąc samochodem wpadły na latarnię, pragnąc ocalić psa, który wybiegł im pod koła. Scena ta śladem antycznych tragedii nie została przedstawiona podczas spektaklu, a jedynie opowiedziana przez bohaterki, tuż po trafieniu do tajemniczego sektora 22 przeznaczonego dla osób mieszkających między Odrą a Bugiem, w którym dusze zmarłych oczekują na wezwanie przed Sąd Ostateczny. W tym miejscu rozpoczyna się narracja pełna filozoficznych rozważań, kipiąca czarnym humorem. Bohaterki miały zamiar wystąpić jednej nocy w trzech klubach, położonych w trzech różnych miastach. Niestety, nie wykonały zamierzonego planu, gdyż poniosły śmierć. W centrum scenicznych wydarzeń znajduje się także dusza psa Karola, która nie ma prawa znajdować się w Zaświatach, lecz jakimś cudem tam trafił, a bohaterki spektaklu wyprowadzają go na duszny spacerek. 

Każda ze striptizerek stanowi wyjątkową indywidualność. Serenada uwielbia mówić po włosku i kokietować, rozpacza, gdyż utraciła etat w teatrze, Langusta udając niewinną rozkochuje w sobie mężczyzn, którymi się bawi, lecz tak naprawdę marzy o dziecku z Aniołem Arkiem, jest bezkompromisowa i wyzwolona, natomiast Gizela jest podstarzałą neurotyczką, lekomanką, łykającą „luzaczki” na uspokojenie. Temat proszków uspokajających jest jej ulubionym. Nawet wdając się w dyskusję z Aniołem, czytającym Objawienia św. Jana, zastanawia się, czego święty „nałykał się pisząc to”. Rozważając kwestię aktorstwa, warto także dodać, że publiczność, która znała Paulinę Holtz jedynie z telewizyjnego serialu, miło rozczarowała się jej charyzmą werwą i energią oraz humorem, który nadawał tempa akcji.

Estradowe kostiumy striptizerek, które zaprojektowała Zofia de Ines są niezwykle frywolne i przyciągające wzrok widzów. Odpowiednio dobrane rekwizyty, a także rewelacyjna charakteryzacja sprawiają, że na scenie wytwarza się złudzenie realności. Od różnobarwnych, połyskujących sukienek zdecydowanie odcina się jasny i stonowany garnitur Anioła. Stroje oddają charakter środowiska, z którego wywodzą się bohaterowie spektaklu.

Aktorzy sprawnie żonglują ciętymi ripostami oraz zabawnymi komentarzami. Idealnie wcielają się w przypisane im role. Reżyserka zastosowała wiele humorystycznych chwytów, nadających pikanterii scenicznej akcji. Nie brak tu także kulturowych odniesień np. do nici Ariadny. Gdy Serenada decyduje się zajrzeć do drzwi przeznaczonych dla transwestytów, gejów, lesbijek i artystów, Gizela wręcza jej koniec zielonego motka, który sama trzyma, mając nadzieję, że to uchroni jej koleżankę przed zgubieniem się. Aktorki krytykują także zastaną rzeczywistość Zaświatów. Gdy otwierają drzwi wiodące do nieba, okazuje się, że za nimi rozpościera się ciemny tunel, w którym na końcu majaczy mdłe światło. Bohaterki kwitują to twierdząc, iż śmierć jest banalna, taka klasyczna.

Spektakl odkrywa przed widzami niezwykłą tajemnicę świata pełnego wybaczenia i zrozumienia. Otóż, jednym z bohaterów sztuki jest Anioł Arek, który za życia był licealnym katechetą Langusty. Dziewczyna kochała się w nim, lecz płatała mu liczne figle, nie wiedząc, że on skrycie darzy ją głębokim uczuciem. Zrozpaczony, że jako absolwent seminarium nie może z nią być, popełnił samobójstwo. Jednakże zostało mu to wybaczone i awansowano go do rangi strażnika Zaświatów. Jest Aniołem wartownikiem, wpuszczającym dusze na sąd oraz rejestrujący zmarłych, przebywających w poczekalni. Natomiast upraszczając, striptizerki nazywają go selekcjonerem…

Sztuka ta ujawnia także, że w sytuacji granicznej, jaką jest przeniesienie się do Zaświatów, w człowieku uwalnia się coś, co dyktuje mu bycie szczerym z towarzyszami swej niedoli. Oczekując na Sąd ostateczny bohaterki opowiadają o swoich traumach z dzieciństwa, niespełnionych marzeniach i pragnieniach oraz o przykrych wydarzeniach z przeszłości. Dzielą się swoimi historiami, które do tej pory były skrywane. Striptizerki obawiają się, że Sąd Ostateczny jest niezawisły i będzie opierać się jedynie na faktach, w związku z czym bohaterki nie mają szans na wejście do nieba. Wkrótce okazuje się jednak, że tajemniczy „Oni” pomylili się i, że czas życia trzech kobiet wcale nie dobiegł końca. Znajdują się one jedynie w stanie śmierci klinicznej i wkrótce wrócą na ziemię. Wówczas, przewrotność losu sprawia, że striptizerki wcale nie chcą żyć. Serenada tłumaczy, że wzięła kredyt i nie chce go spłacać, Langusta pragnie pozostać z Aniołem Arkiem, natomiast Gizela chce zostać z koleżankami.

W sztuce wyraźnie ujawniają się dwie płaszczyzny tworzące harmonijną całość. Pierwsza z nich obejmuje swym zasięgiem humorystyczne obrazowanie oraz kipiące czarnym humorem zwroty akcji. Tymczasem druga jest nieco bardziej wyrafinowana i stanowi warstwę głęboką dzieła. Można do niej zaliczyć filozoficzne rozmyślania, stawianie pytań egzystencjalnych oraz groteskowe ukazywanie i piętnowanie ludzkich fobii i stereotypów.

Spektakl „Zaświaty, czyli czy pies ma duszę” jest niezwykle klimatyczny. Specyficzny nastrój został stworzony dzięki odpowiedniemu operowaniu światłem. Początkowo, skąpaną w mroku scenę oświetla jedynie jeden reflektor, święcący pionowo z góry. Natomiast w powietrzu unosi się mroczna mgła. Po kilku minutach w sali widowiskowej rozbrzmiewają pierwsze takty muzyki. Słychać pewien szum. Nagle scena tonie w ciemnościach nocy. Po chwili, trzy reflektory rozjaśniają mrok, a zza kurtyny wyłania się postać Pauliny Holtz, kierującej swe kroki w stronę turkusowych krzeseł, ustawionych symetrycznie po dwóch stronach pomieszczenia, tworzącego poczekalnię, w której przyjdzie spędzić aktorkom pozostały czas spektaklu.

Reżyserka Maria Seweryn pokazała, że o sprawach trudnych i skomplikowanych można i należy mówić w sposób prosty, lekki i przystępny. Nie drwi ze śmierci, a ukazuje jej inne oblicza, wykazując, że wszystko ma swój cel i uzasadnienie. Czarna komedia okraszona olbrzymią dawką dobrego humoru stanowi wybuchową mieszankę, które jest w stanie rozśmieszyć nawet największych malkontentów. Teatr Och zaserwował publiczności zgromadzonej 26 stycznia w sali widowiskowej Teatru Korez niezłą dawkę elektryzującej rozrywki, będącej seansem terapeutycznym, podczas którego aktorzy leczyli widzów śmiechem. Teatralne oswajanie śmierci niewątpliwie zakończyło się sukcesem.



Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Kraków
28 stycznia 2011