Zatopiona w (nie)spełnionych marzeniach

Nie ma w życiu nic pewniejszego niż fakt, że każdy z nas o czymś marzy. Niestety bardzo często nasze marzenia pryskają, niczym mydlana bańka w zderzeniu z nieuniknioną prozą życia i codziennymi obowiązkami. Ale czy nie warto czasem zaryzykować? Postawić wszystkiego na jedną kartę i zawalczyć o urzeczywistnienie niezrealizowanych pragnień?

Odpowiedzi na te pytania oraz pewnego rodzaju inspiracji doszukać się można w spektaklu „Shirley Valentine" w reżyserii Roberta Czechowskiego. Monodram autorstwa angielskiego dramaturga, Willy'ego Russella w wykonaniu Izabeli Noszczyk zaprezentowany został w ramach cyklu „Czwartki z teatrem", organizowanych przez Klub MCK Wilkowyje w Tychach. Warto dodać, iż tekst Russella na gruncie polskim pojawił się w 1990 roku w warszawskim Teatrze Powszechnym. Reżyserem spektaklu, w którym główną rolę zagrała Krystyna Janda, był Maciej Wojtyszko. Od tego momentu „Shirley Valentine" stale obecna jest na polskich scenach i stanowi niezwykle interesujący materiał, będący sprawdzianem aktorskich umiejętności. Do tej pory w rolę tę wcieliło się osiem aktorek: wspominana Krystyna Janda, Małgorzata Stachowiak, Małgorzata Skoczylas, Małgorzata Chojnacka, Małgorzata Gadecka (dwukrotnie), Mariola Łabno-Flaumenhaft, Agnieszka Schimscheiner i Izabela Noszczyk.

Na scenie tylko stół, krzesła i ona –  42-latka, której życie przecieka przez palce, a problemy oscylują wyłącznie wokół męża, syna i córki. Shirley poznajemy w kuchennej przestrzeni, z kieliszkiem czerwonego wina w ręku, kiedy nabiera ochoty do zwierzeń. Jej wyznania skierowane są do ściany – ściany, która cierpliwie wysłucha, nie potępi, ani tym bardziej nie wyśmieje. Bo przecież tytułowa bohaterka snuje opowieść o zabawnych życiowych sytuacjach, młodzieńczych aspiracjach, niespełnionych marzeniach. Niestety zamiast zostać stewardesą, Shirley staje się typową kurą domową, która gotuje, sprząta, pierze i spełnia zachcianki męża i dzieci. Kobieta w słodko-gorzkim monologu dokonuje pewnego rodzaju podsumowania swojego dotychczasowego życia, a jego bilans wypada niestety dla niej niekorzystnie. Jednak ten dzień okazuje się inny, niż pozostałe. Shirley decyduje się postawić wszystko na jedną kartę. Za namową przyjaciółki wyjeżdża w podróż marzeń do Grecji. Bez męża, bez dzieci i co ważne, bez ich zgody, za to z walizką pełną nadziei i odwagi, by dokonać życiowej rewolucji.

Izabela Noszczyk doskonale odnalazła się w roli Shirley Valentine, kobiety, która pragnie zmian, która ma większe aspiracje, niż noszenie siatek z zakupami i wymyślanie dań obiadowych dla męża, od dawna widzącego w niej już tylko służącą. Mistrzowsko opanowany aktorski warsztat: nienaganna dykcja, umiejętność wyważenia podawanego tekstu, pozornie potoczny sposób narracji, umiejętność operowania emocjami i nawiązywania kontaktu z widzem, powodują, że misternie utkana Shirley, nie tylko bawi, ale i wzrusza, nikogo nie pozostawiając obojętnym wobec treści płynących ze sceny. Nieczęsto spotykana reakcja widowni, polegająca na osiągnięciu stanu nieomal całkowitej empatii, zarówno tej poznawczej, jak i emocjonalnej świadczy o tym, że opowieść Russella w wydaniu Noszczyk dociera w głąb dusz zapatrzonych i zasłuchanych w nią mężczyzn i kobiet. I choć radykalna decyzja jaką w końcu podejmuje Shirley Valentine nigdy nie będzie ich udziałem, to można odnieść wrażenie, że niektórzy z widzów otrzymują bardzo oczekiwane odpowiedzi na wiele nurtujących ich, życiowych problemów. Ich bohaterka upewnia, że bez względu na wiek, zawsze warto dążyć do realizacji swoich planów i zamierzeń, bo na zmiany nigdy nie jest za późno. Wystarczy „odrobina" chęci, „szczypta" samozaparcia oraz „garść" woli walki w spełnianiu swoich marzeń. Nawet z przekonaniem, że jeśli nigdy nie starczy sił, aby postąpić tak, jak postąpiła Shirley, z tego przedstawienia wychodzi się z lekkim sercem i łzawym okiem.



Agnieszka Kiełbowicz
Dziennik Teatralny Katowice
22 stycznia 2014
Spektakle
Shirley Valentine