Zawrót głowy

Zastanawiam się, czy można, wcale nie tylko dla porządku dyskusji, całkiem serio używać już określenia "teatr Adama Sajnuka". Samo postawienie takiego pytania to dla tego twórcy podwójna nobilitacja. Bo Sajnuk na reżyserską niepodległość wybijał się długo. Od 1998 r. jego Teatr Konsekwentny utrzymywał się wyraźnie na uboczu, lecz ta pozamainstreamowa egzystencja, zresztą wielokrotnie ostentacyjnie (i słusznie) podkreślana, stanowiła mit założycielski przedsięwzięcia. Ci, którzy chcieli, i tak na kolejne premiery Konsekwentnych trafiali bez trudu. Niektóre z nich to realna klasyka offu. Wystarczy wspomnieć choćby "Lekcję" według Ionesco, wystawioną do dziś bodaj już tysiąc razy. Niech ktoś dzisiaj wskaże inny, chociaż przybliżony do tego wynik.

Diametralna zmiana to rok 2010 i "Kompleks Portnoya", dzięki któremu reżyser powalczył o najwyższe wyróżnienia. W jednej z klasyfikacji wygrał nawet z Jerzym Jarockim. Dziś Adam Sajnuk działa już na prawach oddzielnej firmy. A Konsekwentny żyje we własnym, rozpędzonym przez lata tempie.

Kilka miesięcy temu miałem okazję pisać o świetnym "Pocałunku" ze stołecznego Ateneum. Nie mam pojęcia, czy spektakl widziała Krystyna Janda, ale pomysł, by zaprosić Sajnuka do Teatru Polonia, odczytuję jako korzystną dla tej sceny decyzję repertuarową. Dramat Nicka Payne'a mocno przynajmniej przewietrzy Polonię, która ostatnio musiała się ratować, stąd czasem średnie, jednak przeważnie gorsze czy wręcz niezrozumiałe tytuły na afiszu. Mam nadzieję, że wyjdę na złego proroka, ale czasy, gdy Janda chciała wystawiać np. Edwarda Albeego, mogą się nie powtórzyć.

No dobrze, pytanie tylko, czy dramat Payne'a niesie ze sobą mocny ładunek. Przede wszystkim dramaturgiczny. Ciekawostka, bo przez sam tekst można swobodnie przebrnąć w jakieś dwadzieścia minut, a przecież wcale nie jest tak, że to jakiś mikrodialog, który kończy się po kilku stronicach. Decyduje chyba struktura, powtarzane jak w refrenie damsko-męskie sytuacje i słowa (od pierwszej randki do choroby nowotworowej), tyle że w nieco zmienionych wersjach. Młodemu angielskiemu dramaturgowi (rocznik 1984) przyszło na myśl, iż każda ludzka historia rozgrywa się w nieskończonej liczbie światów jednocześnie, a o tym, że akurat ten, a nie inny los spotyka właśnie nas, rozstrzyga widzimisię trudno pojmowalnej dla zwykłych śmiertelników fizyki kwantowej. Zatem mamy milion możliwości dobranych tak, by wlać w nas odrobinę optymizmu i przekonać, że nasze decyzje są nic niewarte. Sprytna literacka konsolacja, ale po paru chwilach staje się na wylot przewidywalna. Dlatego gdyby ktoś starał się mnie przekonać, że to dobry materiał na scenę, pozostałbym sceptyczny.

Jednak Adam Sajnuk wycisnął z "Konstelacji" wszystko, co się dało, i przy okazji jeszcze raz zdefiniował swój teatr. Znów w przestrzeni sceny odnalazł skrót idealny, by jasno zadeklarować, o czym za pomocą tekstu rozmawiamy. Tym razem każąc dwójce aktorów (Maria Seweryn jako Mariannę i Grzegorz Małecki w roli Rolanda) poruszać się po scenie zamienionej w coś w rodzaju optycznie wirującego okręgu. Do tego szklane ruchome ściany, muzyka na żywo i ten niejednoznaczny kosmos można uznać za produkt gotowy, skrojony na miarę tak potrzebnej Polonii rozrywkowości, tym razem z pretensjami do głębszej filozofii. Reżyser dał znać jeszcze o czymś innym. Że potrafi robić teatr wysoko ponad tekstem, w dodatku odnajdując w nim możliwość absolutnej komunikacji z widzem. To naprawdę poważne osiągnięcie i sam dotychczas o to Sajnuka, przyznaję, nie podejrzewałem. Jednak czy realnie po tej przygodzie z dramatem Payne'a pozostaje coś więcej, to zupełnie inna, lecz też ważna dyskusja. Tak jak i wątpliwość, czy warto było rozdać te wcale nie tak wyjątkowe role aktorom tej rangi co Maria Seweryn, a zwłaszcza Grzegorz Małecki, który potraktował zadanie raczej jako luźne ćwiczenie w przerwie od swojego Teatru Narodowego. W każdym razie na scenie Jandy ulokowaliśmy się przynajmniej jedno piętro wyżej. I z tym poczuciem zachowajmy "Konstelacje" w głowie.



Przemysław Skrzydelski
W Sieci
19 września 2013
Spektakle
Konstelacje