Zazdrośni idą do piekła

Jarosław Kilian w warszawskim Teatrze Polskim przypomina dawno niewystawianą "Opowieść zimową" Szekspira. Tym bardziej szkoda, że jego przedstawieniu brakuje goryczy i ostrości.

Udała się Kilianowi rzecz w przypadku inscenizowania tej sztuki trudna - sprawnie połączył wielowątkowość, schematy fabularne, "nieprzyrządzone dla sceny" wycinki z życia bohaterów, wreszcie akcję, która rozgrywa się na przemian w dwóch krajach, bez uszczerbku dla jasności fabuły. Być może zatem zabieg zastąpienia chóru narratorem (Olgierd Łukaszewicz), który przestawia się jako Czas i będzie przenosił widzów w przestrzeni i panował nad upływem dni, wydaje 

się trafny i uzasadniony. Tym bardziej że całość utrzymana w bajkowej konwencji zgodna jest z literą tekstu. Pod grubym płaszczem bajki i humoru Szekspir ukrył jednak perfidny i do bólu zepsuty świat. "Opowieść zimowa" to przecież przede wszystkim sztuka psychologiczna. Autor obnaża mechanizmy choroby, jaką jest zazdrość. Człowiek targany obsesjami staje się najokrutniejszym zwierzęciem i bez wahania potrafi skazać na śmierć. Podważa wreszcie, a nawet drwi z fundamentalnych definicji: lojalności, uczciwości, miłości.

Kilian dramat upraszcza, pozbawia goryczy i ostrości, przy okazji łagodząc charaktery bohaterów, a i opisywany świat pozbawiając barw. Czyni z "Opowieści zimowej" zbyt idylliczną i naiwną historię. Umknęła też gdzieś wyrazistość wielu postaci i tylko niektóre wymagaj ą omówienia. Leontes Mariusza Wojciechowskiego jest trochę jak uparte dziecko, trochę jak dzika nieokiełznana bestia naznaczona szaleństwem. Chora wyobraźnia popycha go do zamknięcia żony w więzieniu i skazania przyjaciela na śmierć. Kiedy przegląda się w lustrach jak w krzywych zwierciadłach, widzimy człowieka skończonego. Świetna jest Grażyna Barszczewska jako Paulina. Pewna siebie, dumna, silna i jednoznacznie prawa. Jak trzeba przejaskrawiony jest też rzezimieszek Autolikus Andrzeja Pieczyńskiego. Psoci i figluje, jest fałszywy i zdeprawowany, ale niepozbawiony autoironii. Kłamie na lewo i prawo, wszędzie sieje spustoszenie. Chociaż śmieszy do łez, to zły człowiek, którego nie chcielibyście poznać. Reszta ról to raczej ledwo narysowane szkice, którym brakuje Szekspirowskich stempli. Świat u Szekspira jest i bardziej skomplikowany, i przewrotny, wykwintniejszy i wynaturzony. Chociaż w wydaniu tej przesłodzonej nieco bajki każe wierzyć, że nie tylko podłość, ale też zdolność wybaczania to cechy ludzkie.



Agnieszka Michalak
Dziennik Gazeta Prawna
24 października 2009