Zbrodnia to niesłychana

Poruszają się jak dzieci we mgle, tonąc w popiele i dymie, przygnieceni nieuchronnością losu... Bezradne marionetki w rękach przeznaczenia. Tak przedstawiają się oczom widzów postaci jedynej zachowanej w całości tragedii Ajschylosa. Jednak widzowie Teatru Starego chyba nie maja złudzeń, że przychodząc na spektakl wyreżyserowany przez Jana Klatę, zobaczą na scenie dramat w klasycznym wydaniu.

Sama scenografia może i nawiązuje do apokalipsy, a zadymiona sala buduje klimat, jednakże adaptacja to ciekawa kompilacja świata starożytnego ze współczesnymi realiami. I może w pierwszej chwili razić spłycenie tematu oraz profanacja tekstu, ale w już w kolejnej zaczyna to mieć sens. Nie wiem czy to publiczność zachwyca (bo mnie raczej nie zachwyca), ale nie można odmówić temu przedsięwzięciu pewnej oryginalności i świeżości.

Trup ściele się gęsto, krew leje strumieniami, bohaterowie biegają w obłąkańczym szale, nie do końca rozumiejąc, dlaczego popełniają kolejne zbrodnie. Do działania pcha ich przymus zewnętrzny – przecież musi się wypełnić klątwa. Scena przepowiedni Kasandry jest chyba jedyną i jakby odrębną sceną o silnym zabarwieniu dramatycznym. Może trochę przydługa oraz męcząca, ale świetnie wpasowująca się w klimat antycznych tragedii. Doskonale zbudowana scenografia (na uznanie zasługuje tu scenografka – Justyna Łagowska) w postaci ściany skalnej oblanej krwią i rewelacyjna gra światła, zapowiadają ciąg zbrodni, rzekę krwi, totalny chaos i szaleństwo.

Gdzie nie sięgnąć wzrokiem, wszędzie da się łatwo zauważyć ową „krwistą" symbolikę. Oto wódz Agamemnon (Jerzy Grałek) wraca z wojny, na prośbę żony rozciągają przed nim czerwony dywan, po którym za sprawą Klitajmestry (Anna Dymna) przejdzie w zaświaty. Tuż za nim podąży tam i Klitajmestra, ginąc z ręki syna. Mimo rozbryzgującej wszędzie krwi, trudno zanurzyć się w ten strumień dramatyzmu, postaci poruszają się trochę na oślep, prowadzone niewidzialną ręką i podburzane przez chór starców (Michał Majnicz, Bolesław Brzozowski, Rafał Jędrzejczyk, Andrzej Kozak, Jacek Romanowski).

Swoją drogą, chór jest ciekawie skonstruowaną „postacią dramatu". W przetartych, zakurzonych garniturach, wygląda jakby wydobył się właśnie spod ruin świata. Jest doskonałym obserwatorem, komentatorem i prowokatorem wydarzeń. Generalnie nadaje tempo sztuce oraz pilnuje, aby fatum się wypełniło. Zważywszy na jego znaczącą rolę, u Klaty staje się bohaterem pierwszoplanowym – ironicznym i złośliwym.

Od standardów „ajschylosowych" znacznie odbiega Orestes, ale i siostra jego, Elektra. Zblazowany Orestes – karykatura antycznego bohatera, z komiksem „The Punisher" pod pachą, zmuszany do matkobójstwa, zdezorientowany, z lekka oszołomiony. Elektra, niczym modliszka, w stroju uczennicy buduje ołtarzyk z zabawek i... korpusu ojca. Nakłania brata namiętnym pocałunkiem do zemsty na Klitajmestrze. Bohaterowie pełni żalu, wściekłości oraz niezrozumienia wypełniają to, co i tak się musi dokonać. Nie buntują się, nie próbują odwrócić biegu wydarzeń, bo i po co, skoro stanie się i tak to, co musi się stać. Dramatyzm u Klaty przybiera inny wymiar. Zamiast rozdzierania szat, szarpania swego wnętrza, płonnych monologów ukazuje on dramat postaci, które zrezygnowane i przekonane o swej bezradności idą na rzeź albo dokonać rzezi.

Tuż po „bitwie" następuje część rozrywkowa i... sąd nad mordercą. Na przystawkę – Apollo (Błażej Peszek) w hicie Robbiego Williamsa. Z sądowej rozprawy powstało barwne show, któremu przewodziła Atena (Anna Radwan-Gancarczyk) strojna w powłóczystą, złotą suknię. Uniewinnia Orestesa z bardzo prostego powodu – zawsze wolała mężczyzn. Te elementy zaczerpnięte z popkultury podkreślają dystans bogów wobec człowieka i totalną obojętność względem ludzkiego losu. Są oni zbyt pochłonięci sobą nawzajem, zaś sam Orestes staje się igraszką w ich ręku.

Przenikanie się różnych konwencji, łączenie kiczu z sacrum uwypukla chaos świata przedstawionego, w którym zatracają się jakiekolwiek normy, granice, cokolwiek stabilnego i pewnego, co mogłoby stanowić choć malutki kawałek kręgosłupa moralnego. Nie dziwi zatem ostatni monolog Orestesa z „zerem" na koszulce i zmechanizowanie jego postaci, która jak zaprogramowany robot powtarza „Do you remember? Do you? No I don't". Biedny chłopiec oszalał... Zabił matkę, zamiast kary otrzymał nagrodę. Jak się odnaleźć w takim świecie? Klata jest mistrzem jeśli chodzi o wielowymiarowość treści oraz mnogość metafor. Rozgrywając dramat antyczny równocześnie nakreśla problemy współczesnego świata i to chyba staje się nadrzędne w jego przedsięwzięciach.

Na uwagę zasługuje też sposób przedstawienia Erynii, żądnych krwi mścicielek. U Klaty wylegują się z winowajcą na leżakach, oczy maja zasłonięte, jakby chciały być ślepe na rozgrywające się wydarzenia. Sytuacja adekwatna do współczesności – skoro wartości zostały przemieszane, straciły porządek, kręgosłup moralny pogrzebany został ze szczątkami Agamemnona, to nie doszukamy się w pobliżu zbrodni – kary.

 



Monika Sobieraj
Dziennik Teatralny Kraków
12 lutego 2015
Spektakle
Oresteja